MACIERZYŃSTWO

Nie dawaj mojemu dziecku słodyczy! Bo jeśli dasz, to…

Tak, to jest apel. Do dziadków, babć, sióstr, braci, bliskich przyjaciół, przypadkowych znajomych, dalekich cioć i wujków, spotykanych dwa razy w roku z okazji świąt. Nie dawaj mojemu dziecku czekolady, lizaków, żelków, cukierków, ani chipsów. Możesz je przynieść, spoko, ale licz się z tym, że łakocie schowam przed dzieckiem i zjem sama, tak!

Taka ze mnie wredna matka!

No, co najwyżej dam Tosi kawałeczek na spróbowanie. Niech ma na zdrowie… No właśnie. Czy faktycznie na zdrowie? Jakie wartości odżywcze mają lizaki, cukierki, czy żelki? Jeśli już musisz koniecznie podzielić się z dzieckiem czekoladą, zaproponuj kawałeczek tej z wysoką zawartością kakao, a nie czekoladopodobnego mikołaja.

Ustalmy na początku jedno. Pisząc „słodycze” mam przede wszystkim na myśli niezdrowe, pełne cukru, wzmacniaczy smaku i innej chemii przekąski, które są w sklepach. Od czasu do czasu Tosia wszamie kawałek ciasta upieczonego przez babcię. Nie mam z tym problemu, o ile „kawałek” to kawałek, a nie trzy. Latem czasem jemy wspólnie lody, a zimą pierniki. Zdarza mi się poczęstować Tosię drożdżówką, czy przygotować galaretkę na podwieczorek. O, o! Czyżby jakaś niekonsekwencja? Czytajcie dalej.

Ja wiem, że tak się przyjęło, że w gości się nie przychodzi z pustymi rękami, że wypada przynieść jakiś mały podarunek dla dziecka. A taki mały batonik wydaje się idealny, prawda? Niedrogi, ładnie zapakowany, na pewno ucieszy dziecko. Problem tkwi w tym, że słodycze są uzależniające i generalnie niezdrowe. Nie rozumiem, po co miałabym przyzwyczajać malucha do niezdrowych przekąsek?

Po prostu nie widzę w tym sensu.

Zamiast batonika możesz przynieść owoce świeże lub suszone, orzechy, naklejki, książeczkę (za 4 zł nawet znajdziesz), kolorowankę, ciastolinę, spineczki, gumeczki i masę innych pierdółek, które ucieszą malucha, a nie wkurzą rodzica…

Co jakiś czas spotykam się z negatywnymi komentarzami, uwagami, poradami dotyczącego faktu, że Tosia generalnie nie jada słodyczy. Z większością z nich rozprawiam się od razu, w końcu jestem matką!

  • Odbierasz dziecku radość życia / przyjemności / dzieciństwo!

Seeerio? Czy nie lepiej i zdrowiej jest sprawiać dziecku przyjemność miseczką jagód, malin, borówek, kawałkami jabłek, czy gruszek? Tosia codziennie po powrocie do domu zjada jedno całe jabłko, uwielbia to i cieszy się na samą myśl pół drogi do domu!

  • Jak nie wprowadzisz jasnych zasad, np. słodycze tylko w soboty, to będziesz mieć problem!

Jedyną zasadą w naszym domu dotyczącą słodyczy jest to, że ich w nim nie ma :) Poza tym Tosia nie jest przyzwyczajona do jedzenia jakichkolwiek sklepowych słodkości, raz w życiu spróbowała lizaka, na palcach jednej ręki mogę zliczyć kostki czekolady, które zjadła. Dzięki temu nie ciągnie jej do półki ze słodyczami w sklepie, czy do miski z cukierkami u babci.

  • Jak będziesz zakazywać dziecku słodyczy, to wystarczy, że je spuścisz z oczy, to się rzuci na nie jak dzikus! Owoc zakazany najbardziej kusi.

Tosia nie ma żadnych zakazów dotyczących słodyczy. Tych rzeczy po prostu nie ma w naszym domu, więc nie musimy ustalać ograniczeń. Jakoś przełknę to, że podczas urodzin moje dziecko zje kawałek tortu, a u kolegi kinder czekoladkę (choć też nie cieszy mnie to zbytnio). To są wyjątkowe sytuacje, które nie skutkują wyrobieniem nawyku. O ile nie zdarzają się zbyt często, oczywiście.

  • Jesteś hipokrytką, sama jesz, a dziecku nie dajesz!

Tak samo jak z kawą i alkoholem. Czy to też czyni ze mnie hipokrytkę?

  • Ściemniasz, widziałem, jak Tosia je ciastko!

Nie twierdzę, że Tosia NIGDY nie zjadła, czy nie zje słodyczy. Chodzi o to, że jako rodzic chcę mieć kontrolę nad tym co i w jakich ilościach je moje dziecko. Nie oszukujmy się, słodkie ciastka, cukierki, czy lizaki nie są korzystne dla zdrowia i dlatego nie zgadzam się, żeby ktoś decydował za mnie. A tak właśnie robisz, dając dziecku do ręki czekoladowego mikołaja.

  • Oj, raz na jakiś czas nie zaszkodzi…

Jasne, ale to ja wiem, kiedy jest to „raz” i na jaki „czas” ma być. Dlatego moim zdaniem takie podarunki jak słodycze powinny być najpierw konsultowane z rodzicami. W przeciwnym przypadku może się zdarzyć, że będę musiała taki podarunek…

… skonfiskować! :)

 

Wiecie co? Ja tu tak gadu, gadu, niby wszyscy wiedzą i rozumieją, ale… coś czuję, że czekają mnie bardzo słodkie święta!

Korzystając z okazji, Wam też życzę słodkich świąt, a Waszym dzieciom zdecydowanie bardziej OWOCOWYCH!  


Tym wpisem wspieram akcję Zuzi z bloga Szpinakrobibleee.pl. Koniecznie do niej wpadnijcie i przeczytajcie na przykład listę 40 NIEsłodkich prezentów dla dzieci do 10zł :)

#całkiemniesłodkiprezent


Mogą Ci się spodobać