Są takie zdania, których nie cierpię. Gdy tylko je słyszę, robi mi się gorąco, krew zaczyna szybciej krążyć, a dłonie same się zaciskają. Niedawno przedstawiłam Wam moją listę „hitów” wypowiadanych do matek, teraz czas na zdania kierowane do naszych dzieci.
Niektóre z nich na początku mojego macierzyństwa sama powtarzałam, jednak szybko zorientowałam się, że takie stwierdzenia tylko szkodzą. Zarówno dzieciom, jak i rodzicom.
Główną zasadą mojego macierzyństwa jest szczerość. Uważam, że bycie w 100% uczciwym wobec dziecka, choć czasem trudne, procentuje i buduje zaufanie. Dzięki temu pogłębiamy i umacniamy naszą relację, uczymy prawdomówności i wiary w ludzi. Jeśli nie chcę dać czegoś córce, to szczerze wyjaśniam dlaczego, nie kłamię, nie oszukuję. Jeśli ostrzegam ją, to używam tylko takich „gróźb”, które jestem w stanie spełnić, nie rzucam słów na wiatr. Czasem to trudne, ale efekty są tego warte.
No dobrze, zaczynamy, założę się, że takie stwierdzenia padają również wobec Waszych dzieci. Na pewno nie wszystkie z nich są w równym stopniu szkodliwe, jednak warto się zastanowić, czy można to samo przekazać w inny, lepszy sposób.
1. Zjedz, bo ja Ci zjem!
Serio? Zabierzesz coś mojemu dziecku z talerza? Tosia słysząc takie zdanie chętnie częstuje swoim posiłkiem. Ku mojej uciesze :)
2. Nie rób tego, bo będzie mi przykro
Obciążanie dziecka emocjami dorosłej osoby, aby osiągnąć swój cel (zjedzona zupa, posprzątane zabawki) jest po prostu nie fair. Mały człowiek ma aż nadto własnych, często sprzecznych i gwałtownych uczuć, po co mu jeszcze dokładać zmartwień? Nie zgadzam się na szantaż emocjonalny, na granie na emocjach dziecka. Czym innym jest oczywiście nazywanie swoich prawdziwych uczuć, dzięki temu kształtujemy empatię, a dzięki szczerości wzmacniamy zaufanie. Myślę, że warto tutaj jednak powstrzymać się od tak jednoznacznych stwierdzeń, jak „Jest mi smutno, bo stłukłeś mój ulubiony wazon” – wskazywanie winnego automatycznie generuje potrzebę obrony, zaprzeczenia, a nawet złość. Powiedziałabym raczej „Jest mi smutno, że mój ulubiony wazon jest zniszczony” – dziecko wtedy koncentruje się na naszych uczuciach, a nie na sobie jako sprawcy. Starszy maluch i tak załapie, że to on ten wazon stłukł, ale będzie starał się nas pocieszyć, a nie siebie obronić.
3. Pobaw się lalą, bo lala płacze
Podobna rzecz. Czy celem jest wywołanie wyrzutów sumienia w dziecku, bo nie ma akurat ochoty na zabawę tą jedną konkretną zabawką? Nie ogarniam.
4. Nie rzucaj tym, bo Ci zabiorę
Jeśli faktycznie zabierzesz to ok, ale jeśli tylko tak gadasz, to nie ma to kompletnie sensu. Zauważyłam, że jest to ulubione powiedzenie obcych ludzi na ulicy, które próbują „pomóc” rodzicom w okiełznaniu ich małych dzieci. Na takie ostrzeżenia kierowane do Tosi odpowiadam niezmiennie „Nie Tosiu, pani Ci niczego nie zabierze.” Koniec i kropka.
5. …bo przyjdzie Pan i Cię zabierze
Co do cholery?! Niby kto miałby przyjść? Kogo zabrać? Moje dziecko? Nie zgadzam się na takie straszenie, kłamanie i budowanie nieufności do świata i ludzi. Spotkałam się już ze straszeniem dzieci panią pielęgniarką („bo przyjdzie pani i zrobi Ci „kuj-kuj”), babą Jagą, tajemniczym „panem”, który „zabierze” i policjantem, który wsadzi do więzienia…. Głupota ludzka nie zna granic.
6. Nie rób tak, bo się pobrudzisz
Jak się pobrudzi, to się umyje, a ubranka przecież można wyprać. Brudne dzieci to szczęśliwe dzieci!
7. Nie baw się jedzeniem
Dlaczego nie? Jedzenie jest takie ciekawe! Ma przeróżne kolory, strukturę, przybiera rozmaite formy. Małe dziecko, zwłaszcza niemowlak, rozpoczynający przygodę z pożywieniem innym niż mleko, jest bardzo zainteresowane każdym ziarenkiem ryżu i kawałkiem marchewki. Przesuwa na talerzu, dotyka, ściska, rzuca na podłogę. To wszystko jest normalne, a stwierdzenia w stylu „Nie baw się jedzeniem” prowadzą prostą drogą do wychowania niejadka. Inną sprawą jest oczywiście 6-latek rzucający dla zabawy ziemniakami po całej kuchni ;)
8. To nie jest zabawa dla dziewczynek / chłopców.
Chłopcy nie powinni się bawić lalkami, a dziewczynki samochodami? A niby dlaczego? O ile w stosunku do dziewczynek ten mit jest coraz mniej popularny, to nadal rzadko się spotyka chłopców z lalkami. Uważam, że to błąd, opieka nad lalką pomaga kształtować w dziecku empatię, czułość i pozytywne nawyki (np. poprzez powtarzanie wieczornych czynności, takich jak mycie ząbków lalki, przebieranie w piżamkę i kładzenie spać).
9. Nic się nie stało.
Często wypowiadamy to odruchowo, próbując uspokoić płaczące dziecko. Warto jednak chwilę się zastanowić – skoro maluch się zdenerwował, przestraszył, czy uderzył to COŚ się przecież stało. Negując jego uczucia robimy mu zamęt w głowie, powodujemy nieufność do własnych emocji, niezrozumienie i złość. Zawsze staram się nazywać emocje, które dziecko właśnie przeżywa („Przestraszyłaś się, boli Cię, zdenerwowałaś się, smutno Ci, itd.) i polecam to każdemu, bo to naprawdę działa. Dzięki takiemu podejściu dziecko oswaja się z własnymi emocjami, akceptuje je i, w konsekwencji, szybciej uspokaja.
10. Nie płacz, jesteś już duża/y
A Ty nie płaczesz? Co ma wiek do płaczu? Każdy ma prawo wyrażać swoje emocje w taki sposób, wszak łzy oczyszczają. Podobnie jest ze stwierdzeniem „Nie płacz, jesteś chłopcem” – no kurcze, chyba już jako społeczeństwo wyrośliśmy z mitu macho, prawda?
11. Bądź grzeczna/y
Grzeczna, czyli jaka – posłuszna? Nie mająca własnego zdania? Ślepo idąca za tłumem? Bez własnej inicjatywy, wyobraźni i odwagi, by spełniać swoje marzenia? Wychowujemy grzeczne dziewczynki i grzecznych chłopców, a potem się dziwimy, że tak łatwo dostosowują się do grupy rówieśników i powielają ich negatywne zachowania. Nie zabijajmy w dzieciach asertywności, to bardzo cenna cecha!
12. Spójrz na Zosię/Stasia… a Ty….!
Spójrz na niego, jest taki spokojny/grzecznie siedzi w wózku/pomaga mamusi/ładnie je zupkę, A TY? Jednym słowem: Porównywanie. Nie rób tego, przecież takie gadanie to zmora naszego dzieciństwa. Każdy tego nienawidził, a większość powiela ten błąd.
13. Nie masz powodu do płaczu
Zawsze jakiś powód jest, i nawet jeśli nie potrafimy pomóc maluszkowi, to przynajmniej uszanujmy jego usilne próby skomunikowania się z nami, bo tym właśnie jest płacz.
14. Daj, pomogę Ci
Brzmi niewinnie? Jednak wyręczając dziecko, ciągle mu pomagając, przekazujesz mu komunikat: „Nie dasz rady. ja to zrobię szybciej, lepiej”. To już brzmi gorzej, prawda?
15. Daj mi spokój
Jasne, „daj mi spokój, idź się sam pobawić, nie mam czasu”. Pół biedy, jeśli zdanie to pada z ust osoby, która widzi nasze dziecko raz na pół roku, gorzej, jeśli takie słowa maluch słyszy często od najbliższych. Policz w myślach do 10, oszacuj, ile czasu Ci zostało do drzemki dziecka, wypij mocną kawę. I do dzieła! Baw się, ciesz się tym czasem, dziecko tak szybko rośnie, że nim się obejrzysz, będziesz rywalizować o jego czas z kolegami ze szkoły.
Teraz Wasza kolej – które zdania, kierowane do Waszych dzieci najbardziej Was denerwują? Jak sobie z tym radzicie?