WYDARZENIA

Mój rok 2016 – życiowo

Początek stycznia to świetny czas, żeby podsumować to, co udało mi się osiągnąć i to, w czym poległam. Analizuję przyczyny porażek i jeszcze raz przeżywam sukcesy. W tym roku zajęło mi to więcej czasu, niż zwykle, bo i działo się, oj, działo!

Oceniając rok tylko po realizacji zeszłorocznych postanowień, musiałabym powiedzieć, że wyszło bardzo słabo. Na 3 cele na 2016 rok zrealizowałam tylko jeden – poszłam na praktyczny kurs fotografii, który dał mi podstawową wiedzę o zagadnieniach związanych z fotografią cyfrową i sprawił, że na dobre porzuciłam tryb Auto w lustrzance. Podczas jednego z blogerskich eventów See Bloggers uczestniczyłam w warsztatach fotograficznych prowadzonych przez Karolinę z House Loves, które dodatkowo przejaśniły mi w głowie i sprawiły, że zaczęłam dużo swobodniej robić zdjęcia. Nowy obiektyw okazał się strzałem w 10! Oczywiście, wciąż mam dużo do zrobienia w tym temacie, jednak czuję, że jest coraz lepiej! Obecnie niestety mieszkam w tak ciemnym mieszkaniu, że sztuką jest zrobić zdjęcie, na którym COKOLWIEK widać…

Dwa moje kolejne cele na 2016 przechodzą na kolejny rok. Przyznaję, zabrakło mi konsekwencji i samozaparcia…

Chciałam zacząć WRESZCIE jeździć samochodem (prawko mam od 12 lat) – skończyło się na 2 przejażdżkach po parkingu ze śmiercią w oczach przy 40 km/h i gasnącym co chwilę samochodem.

Miałam planować posiłki i wyrobić sobie nawyk regularnego gotowania. Realizację pominę milczeniem, bo już nie chcę się denerwować.

Jednak, to co się zdarzyło, ile dobra nas spotkało, sprawia, że to był jednak całkiem niezły rok.

2016 był rokiem domowego ciepełka. Cieszyliśmy się z małych przyjemności, popołudniowych lodów, pogawędek z Tosią, pierwszych żłobkowych piosenek i wyliczanek, weekendowych wycieczek, wypraw do zoo i do babci, rodzinnych wakacji nad Bałtykiem. Udało nam się nawet wyskoczyć na jeden weekend tylko we dwoje!

2016 był rokiem trudnych decyzji i pożegnań. Sprzedaliśmy nasze kochane, choć malutkie mieszkanko, odstawiliśmy Tosię od piersi i nieoczekiwanie pożegnaliśmy pieluszki. Działo się!

2016 był rokiem pracy. Wreszcie w pełni ogarnięta po urlopie macierzyńskim podjęłam się nowych wyzwań w pracy i mimo, że czasem było ciężko, wiem, że zrobiłam całkiem niezłą robotę. Na blogu też się sporo działo, o tym już wkrótce!

2016 był rokiem fakapów, tak to nieładnie korporacyjnie nazywając. Schrzaniłam wiele rzeczy, o tym zapomniałam, to mi umknęło, w efekcie powodując mnóstwo niepotrzebnego stresu, bieganiny (wybacz mężu!) i bólu brzucha. A to wszystko przez moje roztargnienie i niezorganizowanie!

Ten rok zaczynam z przepięknym i bardzo użytecznym plannerem (dziękuję, Mikołaju!), w którym zapisuję dokładnie wszystkie rzeczy, które mam do ogarnięcia, zarówno te małe, jak i te całkiem spore, żebym już niczego nie przeoczyła.

Wiem, że 2017 nie będzie w 100% taki, o jakim marzę. To nie będzie rok spod znaku gorącej herbatki i kocyka. To będzie rok w biegu i pędzie, pełen załatwiania, ogarniania i (mam nadzieję) urządzania. Mogłabym wymienić tu całą listę moich planów, celów i postanowień, ale wiem, że one wszystkie i tak zostaną podporządkowane temu jednemu. Nowe mieszkanie. Jestem z nas dumna, że daliśmy sobie spokój z myśleniem o tym, jakby to było fajnie gdyby… Wzięliśmy się do roboty i zaczęliśmy pracować na to, żeby było fajnie. Bo przecież marzenia się nie spełniają… marzenia się spełnia, prawda?

Szczęśliwego nowego roku!


Mogą Ci się spodobać