Macie czasami dość jakiejś dziecięcej książki? Nie dlatego, że jest nieciekawa, infantylna, czy po prostu działa Wam na nerwy. Wbrew przeciwnie!
Jednak mimo całej sympatii do książki i jej autora, świadomości tego, że jest ona naprawdę dobra i korzystnie wpływa na dziecko, najchętniej schowałybyście ją głęboko i nie wyciągały przez miesiąc. Macie po prostu serdecznie dość powtarzanych jak mantra słów dziecka: „Jeszcze raaaaz!” Zaciskacie zęby i oczywiście czytacie kolejny raz, i kolejny, i kolejny…
Mam tak z książkami Tulleta. Mamy już ich pokaźną kolekcję (pisałam o nich TUTAJ i TUTAJ), a z każdą kolejną pozycją przychodzą mieszane uczucia. Radość – bo wiem, jak ucieszą Tosię, i strach – bo przeczuwam, jak wymęczą mnie, stając się ulubionymi pozycjami do czytania w dzień („jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raaaaz!”). Pamiętajcie, żeby nie czytać ich dzieciom na dobranoc, bo rozbudzają jak mało co.
Tym razem nasza kolekcja wzbogaciła się o „10 razy 10”, „Och! Książka pełna dźwięków” i „A gdzie tytuł?”.
10 razy 10
Nie mogłam się doczekać tej książki. Od dawna miałam ją na swojej liście, bo chciałam, żeby uzupełniła nasz zbiór książek do nauki liczenia (pisałam o nim w TYM wpisie). Jest to pozycja wyjątkowa i w sumie nie ma się czemu dziwić, bo ostatnie czego się można spodziewać po Tullecie to szablonowe podejście do tematu. Na 128 stronach liczymy klasyczne cyfry, kolory, różne części ciała, kształty, wyścigówki, królewny, nogi od stołu, ziarenka piasku i wiele, wiele, WIELE więcej. Książka bawi, zaskakuje i uczy. Nie tylko liczenia, ale przede wszystkim kreatywności.
Wydawnictwo Babaryba
Dostępna tutaj: 10 razy 10
OCH! Książka pełna dźwięków
Książka chyba jedyna w swoim rodzaju, przynajmniej ja z żadną podobną się jeszcze nie spotkałam. Wizualnie przypomina klasyczną „Naciśnij mnie” – ponownie napotykamy różne kropki, które skaczą, rosną, maleją i robią różne zwariowane rzeczy, jak na Tulleta przystało. Jednak to nie wszystko – każda strona, każda kropka przynosi inne zadanie związane z wydawaniem dźwięków. I to jest genialny pomysł, a zarazem świetna zabawa dla przedszkolaków. Dzieci zachęcane są do różnorodnego modulowania głosu, szeptania, krzyczenia, śpiewania, a także do liczenia i podążania paluszkiem po różnych, czasem skomplikowanych kreskach.
Mimo że Tosia bardzo lubi tę książkę, jeszcze ani razu nie udało nam się jej całej przejść na raz. Książka jest tak rozbudowana i wymagająca, że potrafi zmęczyć nawet pełne energii dziecko. Oczywiście pozytywnie :) Świetny pomysł na kreatywną zabawę, także dla starszych dzieci!
Wydawnictwo Babaryba
Dostępna tutaj: Och! Książka pełna dźwięków
A gdzie tytuł?
Książka, która najbardziej mnie zaskoczyła, a w zasadzie jej przyjęcie przez Tosię. Czytam ją tak często, że już znam prawie na pamięć. Zaczęłam ją nawet chować, bo już mam dosyć ;) A Tosia, za każdym razem, gdy ją wypatrzy, woła: „Czytamy!”, a potem „Jeszcze raz, jeszcze raz!”. I tak czytam i czytam, po 4-5 razy za każdym posiedzeniem. Sama nie wiem, co sprawia, że jest ona u nas takim hitem. Tullet rewelacyjnie łapie kontakt z dzieckiem, wciągając je w sam środek opowieści o… tworzeniu książki dla dzieci. Napotykamy tam zarówno sympatycznych, choć lekko „niedorysowanych” bohaterów, jak i z założenia straszliwego potworzastego potwora, na koniec odwiedzając pracownię samego Autora. Jest dość prosta, ale pomysłowa i zabawna, może dlatego dzieci ją tak kochają?
Wydawnictwo Babaryba
Dostępna tutaj: A gdzie tytuł?