Zawsze powtarzam, że dobry plan to podstawa. Żeby spełnić swoje marzenie, osiągnąć cel, trzymać się postanowień. Ale jest coś ważniejszego od planu.
Nowy Rok, początek kwartału, wiosna i wrzesień sprzyjają wielkim planom i postanowieniom. W tych okresach „bierzemy się za siebie”, kupujemy nowe kalendarze i planery, piękne notesy i pisadła. Zaczynamy chodzić na siłkę, basen i zdrowo się odżywiać. Niestety zapał szybko mija i… wracamy do codzienności. I tak sobie żyjemy aż do następnego punktu w kalendarzu, kiedy to szukamy motywacji, zaciskamy zęby i znów staramy się coś zmienić. A może by tak inaczej?
Bardzo lubię te nowe początki. Pachnący nowością kalendarz, który tylko czeka aż pozapisuję w nim wszystkie moje plany i cele, Nowy Rok z nowymi możliwościami i świeżą energią. Mam uczucie startowania z czystą kartką i więcej motywacji mi nie trzeba. A cele i plany? Zapisuję, a jakże! Tylko że inaczej niż kiedyś.
Jak osiągnąć swoje cele?
Moje cele i plany nie są wishlistą. To nie gruntowne zmiany, ograniczenia, nakazy i zakazy. Przekonałam się wielokrotnie, że zmuszanie się do czegoś, czego robić nie mam ochoty, nie lubię – na dłuższą metę nigdy nie ma szansy się udać, a na krótszą po prostu nie ma sensu. Warto wsłuchać się w siebie, w swoje potrzeby, przekonać się, co się lubi i do tego dopiero dostosować swoje cele i postanowienia. Dobry plan jest ważny, ale ważniejsze jest to, co robimy codziennie. Więc jeśli chcesz na przykład wyrobić sobie kondycję, schudnąć albo przebiec maraton, zastanów się jaka droga do tego celu jest dla Ciebie przyjazna. Bo dróg jest wiele, ale nie każda jest dla wszystkich.
Nie szukaj motywacji na siłę, nie naśladuj bezrefleksyjnie innych osób, które są w tym punkcie, do którego dążysz. Pomyśl, co możesz robić codziennie, co przybliży Cię do celu, a jednocześnie nie sprawi, że zaciskasz zęby. Bo wtedy albo szybko zrezygnujesz albo osiągniesz cel, ale zdecydowanie zbyt dużym kosztem. A można inaczej!
Ważne jest to, co robimy codziennie
Ważne jest to, co robimy codziennie. Jednym z moich celi, rok po roku przepisywanych do nowego kalendarza, jest regularne bieganie. O rany, jak ja się z tym celem męczyłam! Rozpisywałam go na mniejsze zadania w planerze, nastawiałam przypomnienia, kupowałam nowe buty i ciuchy, a nawet umawiałam się z koleżanką i biegałam po warszawskich chodnikach, czego szczerze nie znoszę. Zagryzałam zęby i perłam do przodu. Interesował mnie tylko dystans – mniej niż 5 km to porażka. W efekcie byłam albo wykończona albo rozczarowana.
W tym roku również chcę biegać, ale zdefiniowałam sobie cel inaczej i zupełnie zmieniłam sposób, w jaki go zrealizuję. Zastanowiłam się nad tym co lubię w bieganiu, a czego nie. I dlaczego właściwie bieganie. Postanowiłam chodzić na siłownię co drugi dzień na pół godziny. To jest dla mnie bardzo realny i mało wymagający cel, bo siłownię mam w garażu. W dodatku przyjemny, bo to jest mój czas dla siebie, w którym mąż zajmuje się dziećmi. Co robię na siłowni? To na co mam akurat ochotę, bez zmuszania się – zwykle biegam (staram się nie patrzeć na dystans), ale też jeżdżę na rowerku. W międzyczasie słucham podcastów albo muzyki i czytam książki. Czy to ambitny cel? Nie, ale ja nie lubię ambitnych celów, tak samo jak nie lubię rywalizacji. I już nie wstydzę się tego powiedzieć ;)
Przeczytaj też: Turboporanki vs. „Wstań godzinę przed wszystkimi” – czyli jak dobrze zacząć dzień?
Kluczem jest wypracowanie nawyku
Cele i postanowienia powinny być przyjazne dla nas, bo tylko wtedy bez większych oporów i niskim kosztem emocjonalnym będziemy je wprowadzać w życie. A tym samym wyrabiać nawyk. To jest klucz do zmiany stylu życia, realizacji marzeń, trzymania się postanowień. Po wyrobieniu nawyku przyjdzie czas na dłuższe dystanse, lepsze osiągnięcia, nowe wyzwania. Zacznijmy od małych kroków i róbmy rzeczy w zgodzie ze sobą i swoją osobowością. Każdy bieg, każda dieta kiedyś się kończy i ostatecznie wszystko sprowadza się do tego, co robimy na co dzień. Do sumy naszych nawyków.
Dlatego moim nadrzędnym celem związanym z bieganiem paradoksalnie nie jest samo bieganie, bo wiem, że nie zawsze będzie mi się chciało biegać ;) Nielogiczne? Dla mnie ma to sens. Zdefiniowałam sobie cel jako prowadzenie bardziej aktywnego trybu życia. Co drugi dzień chodzę na siłownię, gdzie najczęściej właśnie biegam, bo to aktywność, którą najbardziej lubię robić na siłowni. Gdy totalnie mi się nie chce – przez pół godziny pedałuję sobie na rowerku i czytam książkę. Środkiem do osiągnięcia przeze mnie celu jest wyrobienie nawyku chodzenia na siłownię. Wiem, że im częściej będę na tę siłownię chodziła, tym więcej będę biegała. Motywacji dostarcza mi zegarek sportowy, na którym zapisują się moje aktywności, a nawet dostaję odznaki :) Bardzo lubię takie gadżety.
To jest mój cel i moja droga do niego. U Ciebie może wyglądać zupełnie inaczej – i właśnie o to chodzi. Żeby wsłuchać się w siebie, w swoje potrzeby i w to co się lubi. Tworzyć cele i postanowienia zgodnie ze swoim temperamentem i osobowością. Wypracować nawyki, bo ważne jest to, co robimy codziennie.
Nie poddawaj się, jeśli coś Ci nie wyjdzie, nie rezygnuj. Każdy ma czasem słabszy dzień, ważne, żeby kolejnego dnia wrócić na właściwe tory!
Powodzenia i do dzieła! ;)
Przeczytaj też: 5 rzeczy, które robię przed Nowym Rokiem