Przygotowując się na przyjście na świat mojego pierwszego dziecka popełniłam kilka błędów. Przygotowywałam się do nauki globalnego czytania dla niemowląt, planowałam wycieczki, wypady do muzeów. Przecież z małym dzieckiem da się wszystko robić, prawda? Ano, niezupełnie.
W toku mojego ciążowego szaleństwa kompletnie zbagatelizowałam takie tematy jak kolka, ząbkowanie, płacze. Zamiast czytać o matematyce dla niemowląt, powinnam była wkuwać sposoby na kolkę niemowlęcą. Gdy przyszło co do czego wiele bym dała, żeby wiedzieć to, co wiem teraz! Bo sposobów na kolkę jest mnóstwo, ale TYLKO kilka takich, które faktycznie działają (i AŻ kilka takich, które mogą poważnie zaszkodzić…)
Byliśmy tak zdesperowani, że spróbowaliśmy prawie każdej metody, którą na szybko znalazłam w Internecie. Większość z nich niestety nie działała. Przed niektórymi chciałam Was przestrzec, bo mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Kilka z nich na szczęście pomagało, ale o tym za chwilę :)
Choć nie ma jednej definicji kolki niemowlęcej, każdy rodzić wie, kiedy nadchodzi. Dziecko płacze przez długi czas non stop, pręży się, napina mięśnie, zaciska piąstki, puszcza gazy. Ewidentnie cierpi. Kolka nie jest jednak chorobą, to raczej naturalny etap przejściowy w rozwoju niemowląt, wynikający głównie z niedojrzałości układu nerwowego i pokarmowego.
Zanim jednak zakwalifikujemy zachowanie naszego dziecka jako kolkę, warto udać się do lekarza i wykluczyć inne możliwe przyczyny – ewentualne choroby i niewłaściwe postępowanie (np. refluks, nieprawidłowa technika karmienia piersią lub źle dobrana mieszanka mlekozastępcza, alergia, infekcja). W przeważającej jednak większości przypadków nagły, niewyjaśniony i bardzo intensywny płacz niemowlęcia jest czymś fizjologicznym i nie wymaga interwencji lekarskiej.
Jako, że z kolkami przychodzi się zmierzyć chyba większości rodzicom, zarówno współcześnie, jak i w przeszłości, sposobów na walkę z nimi też jest sporo. Nauka niestety nie odkryła (jeszcze!) cudownej metody na to, żeby kolkę zupełnie wyeliminować. Możemy jednak starać się pomóc maluchowi, uśmierzyć jego ból, wyciszyć. W Internecie niestety można też natknąć się na sposoby nie dość, że nieskuteczne, to jeszcze szkodliwe. Co nie działa?
Szkodliwe sposoby walki z kolką niemowlęcą
Odstawienie od piersi
Problemy z kolką mają zarówno dzieci karmione naturalnie, jak i te karmione sztucznie. Odstawienie od piersi nie jest rozwiązaniem problemu, bo jeśli po odstawieniu widzimy poprawę, to przede wszystkim to nie była kolka, a niewłaściwa technika karmienia (za rzadko, zbyt krótko, w taki sposób, że dziecko łykało powietrze).
Poza tym kolki są stanem przejściowym (max. do 3-4 mies. życia), a korzyści z karmienia piersią są nie do przecenienia i rzutują właściwie na całe życie. Jeśli macie jakieś wątpliwości związane z karmieniem, warto przede wszystkim skonsultować się z doradcą laktacyjnym, który odpowie na każde pytanie i skontroluje Waszą technikę karmienia.
Jeden z lekarzy, u których byłam „zdiagnozował” (chyba z powietrza) u dziecka nietolerancję laktozy i zalecił przejście na mleko modyfikowane. Zaniepokojona, skonsultowałam się z naszym zaufanym pediatrą i usłyszałam odwrotne zalecenie, a na ewentualną nietolerancję laktozy otrzymałam kropelki, które miały nam pomóc, jeśli rozpoznanie faktycznie byłoby poprawne. Nie było, krople nie pomogły. Dziecko jak płakało tak płakało, po 3. miesiącu życia kolki się skończyły, a ja bez żadnych problemów karmiłam 2 lata.
Herbatki z kopru
Po pierwsze, dzieciom karmionym piersią do 6. miesiąca życia nie powinno się podawać żadnych innych płynów poza mlekiem. Ugaszenie pragnienia czy to wodą, czy to herbatką skutkuje mniejszą stymulacją piersi, a tym samym zmniejszoną produkcją mleka. Przez to następnym razem dziecko może otrzymać niewystarczającą porcję pokarmu, a stąd do płaczu i frustracji już prosta droga. Po drugie, według ostatnich badań herbatki z kopru włoskiego są szkodliwe dla niemowląt z powodu wysokiej zawartości estrogenów. Jeśli już musimy dopajać niemowlę (np. karmione mm), to róbmy to po prostu wodą.
Restrykcyjna dieta matki karmiącej
O ile u dziecka nie stwierdzono alergii na konkretny produkt, mama karmiąca może jeść wszystko, dieta powinna być po prostu zdrowa. Nie powinno się eliminować z diety potencjalnych alergenów na zapas. „Dieta matki karmiącej” to jeden z częściej powtarzanych mitów, na szczęście wielu lekarzy z nim walczy.
Jeden z lekarzy, u których byłam nakazał mi bardzo restrykcyjną dietę jako remedium na kolki u mojego dziecka. Każdy zjedzony produkt skrupulatnie zapisywałam w tabelce, po drugiej stronie notując samopoczucie dziecka. I tak przez wiele tygodni. Doszło do tego, że żyłam na gotowanym na parze kurczaku i przysłowiowych sucharkach, a dziecko jak płakało, tak płakało. Dostałam anemii i wróciłam do wagi z okresu liceum. Nie było to zdrowe ani dla mnie, ani dla dziecka. W niczym też nie pomogło. Tosia nie ma żadnych alergii.
Co zatem faktycznie pomogło mojemu niemowlakowi na kolki?
Tak jak napisałam na początku tego wpisu, nie ma magicznego sposobu na kolkę niemowlęcą, który działa zawsze i wszędzie, w 10 sekund, na każde dziecko. Jednemu maluchowi dana metoda pomoże, innemu nie. Jednemu w większym stopniu, innemu w mniejszym. Łatwo powiedzieć (choć jak się to przeżyło, to już nie tak łatwo), ale ważne jest żeby zachować względny spokój i opanowanie, aby dodatkowo nie nakręcać stresującej atmosfery w domu.
Masaże i ogrzewanie brzuszka
O zbawiennym wpływie masowania dziecka słyszałam już na szkole rodzenia, choć żałuję, że nie wybrałam się na kurs masażu Shantala. Wycisza on maluszka, uspokaja, poprawia trawienie i wzmacnia więź z rodzicem. Na zajęciach w przyszpitalnej Szkole Rodzenia przerabialiśmy podstawowe zasady masażu niemowląt, i choć moje wykonanie było na pewno niedoskonałe, to jednak widziałam, jak daje on Tosi wytchnienie choć na chwilę. Znacznie lepszy w masowaniu był mój mąż. On też wpadł na pomysł, żeby nosić Tosię na ręku brzuszkiem do dołu, aby go ogrzewać i delikatnie uciskać. Dodatkowo pozytywnie działał przykładany do brzucha termofor, a kładzenie na brzuszku na macie, mimo że z początku nielubiane, pomagało uwolnić gazy.
Viburcol
Zachęcona pozytywnymi opiniami na forach, kupiłam też czopki Viburcol. Nasz zaufany pediatra potwierdził, że ten preparat jest zupełnie bezpieczny i może dziecku pomóc. Zawiera tylko naturalne składniki, więc uznałam, że warto spróbować . I faktycznie, córka się trochę uspokoiła, wyciszyła, widać było, że ten lek działa. Efekt może nie był natychmiastowy – kolki nie skończyły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale zmiana była widoczna. Dziecko się po prostu mniej męczyło, a my wraz z nim ;)
Viburcol stosowaliśmy przy napadach kolki, ale też w czasie bolesnego ząbkowania, wzmożonego stresu, a nawet profilaktycznie przed pierwszą podróżą samolotem Tosi. Znalazł się również w naszej wakacyjnej apteczce (KLIK). Warto mieć go na wszelki wypadek pod ręką i zastosować od razu, jeśli kolki się zaczną, niż szukać w pośpiechu sposobów na ulżenie maluszkowi. Zwłaszcza, że przydaje się także przy innych dolegliwościach.
Rutyna, ograniczenie bodźców
Nie oszukujmy się, pierwsze tygodnie, a nawet miesiące z dzieckiem to chaos i armagedon. Nagle trzeba ogarnąć tyle rzeczy – karmienie (a to nie zawsze takie proste, o naszych początkach pisałam TUTAJ), przewijanie, uspokajanie, usypianie, a przecież jedzenie samo się dla nas nie zrobi, pranie samo się nie upierze i nie wyprasuje, dom też trzeba jakoś ogarniać, przynajmniej z grubsza. Do tego dodajmy rodzinę i przyjaciół, którzy nas odwiedzają lub zapraszają do siebie (i chwała im za to, ja dzięki nim mogłam przynajmniej od czasu do czasu zjeść ciepły obiad), wizyty u lekarzy, spacery i… robi się już z tego cyrk na kółkach. Rutyna? Taaak, gdzieś o tym czytałam…
Warto jednak starać się od początku wprowadzać stały rytm dnia. Zauważyłam, że gdy się go trzymaliśmy, Tosia mniej płakała i była bardziej spokojna. Codzienne kolkowe koncerty były jakby mniej intensywne i dawały się szybciej wyciszyć. Gdy emocji w ciągu dnia było sporo, dziecko odreagowywało mega kolką.
Jest jeszcze jedna, ważna rzecz. Z własnego doświadczenia wiem, jak trudne są te pierwsze miesiące życia dziecka, zwłaszcza takiego, które jest bardzo wrażliwe i ma kolki. Wydaje się, że cokolwiek byśmy nie robiły, dziecko i tak ciągle będzie płakać i krzyczeć. Poporodowa burza hormonalna i przeraźliwe zmęczenie nie ułatwiają sprawy. Cokolwiek by się nie działo, musimy pamiętać, że dziecko nie jest niczemu winne, nie robi tego specjalnie. Nie jesteśmy winne też my, młode mamy. To po prostu fizjologia, z którą przyszło nam się zmierzyć i… która minie.
Starajmy się pomóc dziecku, ale też sobie, nie bójmy się zostawić dziecka z tatą i wyjść z domu, choćby na godzinę, choćby na samotny spacer. Odrobina psychicznego odpoczynku pomoże nam złapać potrzebny dystans i racjonalnie podejść do tematu, zamiast stale się obwiniać i dołować. Nie słuchajcie koleżanek i cioć, które Wam mówią, że najtrudniejsze jeszcze przed Wami, to nieprawda – z czasem będzie łatwiej!