MACIERZYŃSTWO

Jak spakować torbę do porodu zimowego?

Pakowanie torby do porodu powinno być dla mnie bułką z masłem. W końcu to już drugi raz! Rodziłam w tym samym szpitalu, teoretycznie więc wiedziałam, co się przyda, a co niekoniecznie. Jednak nie było to wcale takie proste. Po części dlatego, że mój pierwszy poród był latem, a drugi zimą. Teraz, gdy już jestem z Helenką w domu i szpital jest tylko wspomnieniem, mogę Wam napisać, co warto zapakować do torby do szpitala do porodu piękną zimową porą :)

Nauczona doświadczeniem pierwszego porodu (czyt. nie chcąc być znów objuczona jak wielbłąd), zapakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch toreb – jednej dla mnie i drugiej dla dziecka. To spore ułatwienie, gdy wiesz, gdzie co się znajduje, łatwiej też przeszkolić męża, żeby wiedział co Ci podać i nie zrobić przy okazji armagedonu w torbie.

Na początku spakowałam się, tak jak wspomniałam do dwóch toreb, jednak w ostatniej chwili okazało się, że muszę do szpitala jechać sama taksówką* (a w zasadzie to Uberem ;) ), więc szybko przepakowałam rzeczy z większej torby do małej walizki kabinówki. I to była bardzo dobra decyzja, bo nie musiałam niczego dźwigać i po otwarciu walizki jak na dłoni było widać jej całą zawartość.

*spokojnie, jechałam na planowaną cesarkę, więc nie było ryzyka porodu ze spanikowanym taksówkarzem jak w amerykańskich filmach ;)

 

Przejdźmy do najważniejszego, czyli do zawartości. Co było wymagane przez szpital, co mi się przydało, a co okazało się zbędne?

Torba do porodu dla mamy

  • książeczka ciąży i komplet badań wg zaleceń szpitala
  • koszule do porodu i karmienia. Do cesarki miałam piękną białą jednorazową szpitalną koszulinkę, więc skupiłam się na tym, żeby moje koszule były przede wszystkim wygodne do karmienia piersią. Dwie z nich miałam w spadku po pierwszym pobycie w szpitalu. Trzecią z nich pokazałam Wam na ostatnim ciążowym zdjęciu, bo jest to moja absolutnie ulubiona koszula ze sklepu założonego przez położne Medbest (mój model to REA 3 w 1). Jest wykonana z bardzo dobrego, mięsistego materiału, świetnie się pierze, ma kieszenie, a sprytne wiązania pozwalają na odsłonięcie w zasadzie dowolnej części ciała do badania bez totalnego negliżu ;) Idealnie się też sprawdza do kangurowania i karmienia piersią dzięki odpinanym od góry ramiączkom.

  • majtki siateczkowe – absolutny must have po cesarskim cięciu
  • ręcznik
  • kapcie
  • klapki pod prysznic
  • podkłady – przydają się do przewijania dziecka i do łóżka mamy. Ja miałam takie 60×60 „Panda” dosłownie kilka sztuk
  • podkłady ginekologiczne i podpaski (po 1 paczce)
  • czysta lanolina na poranione brodawki – must have!!! np. Multi-Mam, Purelan
  • żel pod prysznic, płyn do higieny intymnej, szczoteczka i pasta do zębów, szczotka i gumki do włosów, pomadka ochronna do ust
  • ładowarka do telefonu, powerbank, czytnik kindle/książka (nie wierzyłam, że przyda mi się coś do czytania, ale miałam to szczęście, że druga córka sporo spała w szpitalu, więc przeczytałam prawie całą książkę!)
  • woda – koniecznie spakuj min. 2 małe butelki wody z ustnikiem
  • kubek

 

Następnego dnia po porodzie mąż mi przywiózł:

  • poduszka rogal do karmienia piersią – wygoda x 100 :) Szpital zapewnia tego rodzaju poduchy, jednak są one gumowe i dziecko się na nich ślizga, warto więc wziąć swoją
  • dużo, dużo małych butelek z wodą
  • cieńsze kapcie-japonki ;)

 

Nie przydały mi się:

  • szlafrok – dla mnie totalnie zbędny, bo cały czas było mi bardzo ciepło, wręcz gorąco, ale większość mam, które widziałam chodziło w szlafrokach, więc na wszelki wypadek spakuj
  • skarpetki – to samo
  • stanik do karmienia – w szpitalu wystarczały mi koszule

 

Torba dla dziecka:

  • ubranka – najlepiej porobić zestawy: bodziak z długim rękawem (polecam z kopertowym zapięciem), pajac i czapeczka. I to razy 3 lub 4. Jeśli trzeba będzie zostać w szpitalu dłużej, to tata malucha Ci dowiezie (warto wcześniej przeszkolić go gdzie co leży ;) )
  • 5 pieluszek tetrowych lub bambusowych
  • ciepły kocyk
  • paczka pampersów w rozmiarze 1
  • chusteczki nawilżane – duża paczka lub dwie mniejsze
  • krem ochronny do pupy
  • krem ochronny na zimę
  • ręcznik z kapturkiem

 

  • smoczek – ale tu trzeba bardzo uważać. Absolutnie nie namawiam, żeby podać dziecku smoczek tak wcześnie, bo potrafi on niestety zaburzyć laktację i tym samym przynieść więcej szkody niż pożytku. Przy pierwszej córce bardzo się tego obawiałam i zgodnie z zaleceniami nie dawałam jej smoczka w pierwszym miesiącu życia. (Nawiasem mówiąc potem marzyłam o tym, żeby polubiła się ze smoczkiem, jednak ona nigdy żadnego nie zaakceptowała). Przy drugiej córce zaufałam swojemu doświadczeniu i intuicji. Już w szpitalu zauważyłam, że nie ma problemu z przystawianiem się do piersi, ssaniem i pobudzaniem produkcji mleka, więc kilka razy po karmieniu podałam jej smoczek, żebyśmy się obie trochę przespały. Zwykle po chwili go wypluwała i spała spokojnie.

 

Nie przydały mi się:

  • rożek – używałam w tym celu po prostu kocyka
  • skarpetki
  • inne ubranka – starszą córkę, która urodziła się w „lato stulecia” ubierałam w szpitalu w bodziaki i półśpiochy, jednak zimą warto w szpitalu ubrać dziecko cieplej (bodziak + pajac) i owinąć kocykiem niż rozkręcać grzejniki na full.

 

Na wyjście mąż mi przywiózł:

  • ubranie dla mnie – wygodne ciążowe legginsy, wygodną bluzkę do karmienia, którą można też założyć w ciąży (marki Granatovo – o taką). Po cc nie można zakładać uciskających w pasie spodni, a i brzuszek nie od razu jest płaski ;) więc taki zestaw był idealny.
  • kombinezon i bluzę dla dziecka
  • nosidełko dla dziecka ze śpiworkiem. Powiem Wam, że genialna sprawa z takim śpiworkiem, bo dzięki niemu nie trzeba ubierać dziecko bardzo grubo, gdy nie ma takiej konieczności.  Pasy zapinamy pod kocykiem, więc dziecko jest w samochodzie bezpieczniejsze, a po wejściu do nagrzanego pomieszczenia możemy po prostu kocyk rozpiąć. My mamy śpiworek-kocyk z wycięciem na pasy i kapturkiem (marki Cocobird – o taki).

A tak wyglądała Helenka przy wyjściu ze szpitala:


Mogą Ci się spodobać