MACIERZYŃSTWO POLECANE

Rodzicielstwo bliskości 30 lat temu w praktyce

Słysząc termin „rodzicielstwo bliskości”, mam przed oczami dwa wrogie obozy – fanatycznych zwolenników, bijących po głowie za każde „nie wolno” skierowane do dziecka oraz zagorzałych przeciwników, straszących pokoleniem bezdusznych egocentryków, na których niechybnie wyrosną dzieci wychowywane w duchu RB.

Oczywiście dużo w tym przesady, jest mnóstwo ludzi, którzy wychowują dzieci zgodnie ze wskazówkami zawartymi w książkach Searsów, Juula, Faber i Mazlish, Kohna, a przede wszystkich zgodnie z własną intuicją, empatią i potrzebami dziecka. Tych jest większość, jednak najwyraźniej widoczne są najbardziej skrajne zachowania, i przez to rodzicielstwo bliskości zyskało w pewnych kręgach negatywny wydźwięk.

Opowiem Wam o tym, jak 30 lat temu w małym podwarszawskim miasteczku pewna mama postanowiła zaufać sobie, swojej intuicji i swojemu dziecku, trochę na przekór powszechnym trendom w wychowaniu dzieci i zupełnie wbrew zaleceniom dostępnych w PRL’u książek dla rodziców. Takich mam na pewno było dużo, może i Wy odnajdziecie w tym tekście swoją?

Najpierw jednak wróćmy do tego, czym jest rodzicielstwo bliskości u swoich podstaw, bo może okazać się, że i Wy stosujecie nieświadomie taki model wychowania dzieci, tak jak moja mama 30 lat temu.

Rodzicielstwo oparte na więzi

Rodzicielstwo bliskości, innymi słowy rodzicielstwo oparte na więzi (Attachment parenting) to bardzo intuicyjny sposób wychowania dziecka, bazujący na obustronnym szacunku, zaufaniu, i szczerości. To budowanie więzi emocjonalnej z dzieckiem, zaspokajaniu jego potrzeb (ale nie zachcianek!) tak, żeby czuło się bezpieczne i spokojne. To stawianie granic i konsekwencja. Amerykański pediatra Wiliam Sears opisał 7 filarów rodzicielstwa bliskości, czyli sposobów na to, żeby wytworzyć i umocnić tę więź.

Te sposoby to:

  1. Bliskość podczas porodu
  2. Karmienie piersią
  3. Noszenie dziecka
  4. Wspólne spanie
  5. Przekonanie, że płacz jest sposobem komunikacji
  6. Wystrzeganie się „treserów” dzieci
  7. Równowaga i wyznaczanie granic

To nie są nakazy i sztywne instrukcje, jak wielu przeciwników RB chciałoby je widzieć, to narzędzia, którymi możemy się posłużyć lub nie, wszystko zależy od tego, czego potrzebuje nasze dziecko i czego potrzebujemy my sami, bo szczęście rodziców też jest bardzo istotne. Dlatego nie robimy niczego wbrew sobie, a jeśli coś jest ponad nasze siły to próbujemy to zmienić.

Moja mama stosowała 4 filary – dużo mnie nosiła, zawsze reagowała na płacz, nie słuchała wszechwiedzących doradców i mądrze wyznaczała granice. Urodziłam się w latach osiemdziesiątych poprzez cesarskie cięcie, więc o bliskości po porodzie można było zapomnieć. Podobnie jak i o karmieniu piersią, początkowe (jakże typowe!) kłopoty z karmieniem piersią + ówczesna ogromna propaganda mleka modyfikowanego sprawiły, że od samego początku byłam na butelce. Mama była bardzo odważna, ale spanie z niemowlakiem nawet jej się nie mieściło w głowie. Łóżeczko stało tuż przy łóżku rodziców.

Nie byłam łatwym dzieckiem, z perspektywy dzisiejszej wiedzy, wyraźnie widać, że miałam wszystkie cechy high-need baby, wtedy się na takie dziecko mówiło „rozdarte” albo po prostu płaczliwe. Jednymi sposobami na uspokojenie mnie był smoczek (potrzeba ssania) oraz stałe noszenie na rękach (potrzeba bliskości). Mama obie te potrzeby dzielnie spełniała. Dodatkowo źle spałam w nocy, bardzo często się budziłam i potrzebowałam dotyku ręki, aby zasnąć. Pierwszą noc przespałam w całości gdzieś po trzecim roku życia. Mimo to, rodzice nigdy nie zostawili mnie „żebym się wypłakała”, nie ignorowali płaczu. Bardzo dziś jestem im za to wdzięczna. Choć domyślam się, że pokusa była wielka ;)

…bez kar

Naturalną konsekwencją takiego wychowania dziecka było dla mojej mamy wychowanie bez nagród i kar. Nigdy nie dostałam żadnej kary od rodziców, nie odsyłano mnie do kąta, nie dostawałam klapsów. Jako wrażliwe i empatyczne dziecko (ciekawa jestem w jakim stopniu ukształtowały mnie tak pierwsze lata rodzicielstwa bliskości, a w jakim były to moje cechy wrodzone) szybko zaczęłam naturalnie dostosowywać swoje zachowanie do uczuć mamy. Dzięki naszej więzi natychmiastowo wiedziałam kiedy moje zachowanie sprawia jej przykrość, a kiedy cieszy. Jej smutek był dla mnie najgorszą karą, jaką kiedykolwiek mogłabym dostać. Mama nigdy tego celowo nie wykorzystywała, nie grała na moich emocjach, nasze relacje były szczere i uczciwe.

…bez nagród

Nie dostawałam też żadnych nagród, nie przypominam sobie sytuacji, w której byłabym wynagradzana za dobre zachowanie, oceny w szkole, czy cokolwiek innego. Nigdy tego nie potrzebowałam, może to zabrzmi banalnie, ale zawsze najcenniejszą nagrodą był dla mnie uśmiech i pochwała rodziców.

…bez obowiazków

Tak! Nie miałam też obowiązków. Rodzice często starali się mnie włączać do wykonywania domowych czynności, taki jak sprzątanie, zmywanie, czy wyprowadzanie psa na dwór, jednak nigdy nie miałam przypisanego jakieś konkretnego, powtarzalnego zadania. Dlaczego? Pragnęli, abym pomagała im, bo CHCĘ, a nie dlatego, że MUSZĘ.

…ale z zasadami

Wiecie co jest konsekwencją takiej relacji? Ogromne pokłady zaufania, szacunek i autorytet. Gdy mama mówiła „nie”, zawsze było to „nie” przemyślane i żadne prośby, czy groźby tego nie zmieniły. Dzięki takiej konsekwencji nawet mi do głowy nie przyszło, żeby złamać jasno określony zakaz.

Nie wolno mi było na przykład samej wracać po zmroku do domu, nie ważne, czy była to godzina 19 jesienią, czy 22 latem. Zawsze jednak rodzice byli gotowi mnie gdzieś zawieźć lub przywieźć samochodem. Inna sprawa to dyskoteki – po raz pierwszy do klubu wybrałam się w wieku 21 lat, gdy wyprowadziłam się z domu :)

Oczywiście, jak każda nastolatka przeżyłam okres buntu, ale skończyło się na popalaniu papierosów za szkołą i wypiciu piwa u koleżanki w domu. Do czego po jakimś czasie przyznałam się mamie.

Wierzę w to, że wychowanie w duchu rodzicielstwa bliskości wykształciło we mnie empatię, wiarę w ludzi, potrzebę głębokich relacji, szczerość i pewnie z tuzin innych cech. Jestem za to bardzo wdzięczna mojej mamie i dlatego nie mam wątpliwości, że ten styl wychowania jest najlepszy dla mojej córki.


Podobał Ci się tekst? Daj mi o tym znać – zostaw komentarz albo udostępnij post. Polub nas na Facebooku – KLIK 🙂


Mogą Ci się spodobać