21:30, 22:15, czasem grubo po północy. Zmęczeni, wyczerpani, padnięci. Szczęśliwi. W euforii podszytej strachem przemykamy po mieszkaniu na paluszkach, nie chcąc zaprzepaścić udanej, choć zwykle co najmniej godzinnej akcji. Początkowo porozumiewając się szeptem, dzielnie walczymy z wszechogarniającą sennością, bo chcemy urwać dla siebie choćby godzinkę czasu spędzonego tylko we dwoje. To my. Rodzice, którym właśnie udało się uśpić dziecko.
Nic to, że naczynia piętrzą się w zlewie.
Nic to, że od dwóch tygodni nie jedliśmy porządnej kolacji, tylko resztki po dziecku.
Nic to, że wiemy, że znów się nie wyśpimy, a wstać do pracy trzeba będzie.
Wreszcie ignorujemy fakt, że dziecko za maksymalnie 4 godziny znów się obudzi, a proces usypiania zacznie się na nowo.
Organizujemy sobie czas tylko we dwoje. Godzina, a czasem choćby 20 minut tylko dla nas. Rozmawiamy, pijemy lampkę wina, oglądamy serial, film, gramy w gry, stoimy przytuleni na balkonie (ciężko się nie przytulać na 1m kwadratowym), patrzymy w gwiazdy. Czasem dyskutujemy o złapanych Pokemonach. Opanowujemy nawyk sięgania po komórkę i bezmyślnego scrollowania fejsa.
Nie ważne co robimy. Ważne, że robimy to razem. Po męczącym dniu i jeszcze bardziej męczącym wieczorze potrzebujemy tych chwil razem, żeby nie zwariować, żeby nie oddalić się od siebie, żeby pielęgnować nasz związek.
Pomyślałam, że od czasu do czasu będę Wam podrzucać nasze patenty na fajny wieczór – listy naszych ulubionych filmów, seriali, gier i aktywności, które możecie wypróbować, gdy maluch wreszcie zasnął i macie trochę czasu dla siebie. Co myślicie o takim cyklu?
Na pierwszy rzut musi iść gra, którą zamówiłam razem z różnymi grami dla Tosi (opisałam je w tym wpisie – KLIK) od wydawnictwa Alexander. Dlaczego musi? Jest tak nieoczekiwanie zabawna, lekka i poprawiająca humor, że stała się pierwszą grą, po którą sięgamy, gdy mamy przynajmniej pół godziny wolnego czasu.
Gorący ziemniak familijny
W zestawie znajduje się tytułowy ziemniak (serio!), plansza, dużo pionków (grać może nawet 8 osób), bączek i 165 kart z pytaniami. Na każdej z nich znajdują się 4 pytania, więc w sumie mamy aż 660 pytań, które wykorzystamy w rozgrywkach. Zasady są banalnie proste. Jedna osoba trzyma ziemniaka, druga czyta pytanie i kręci bączkiem. Osoba z ziemniakiem odpowiada na pytanie i rzuca ziemniaka kolejnej, ta podaje swoją odpowiedź i rzuca dalej… aż do momentu, w którym bączek przestaje się kręcić. Osoba, która została z gorącym ziemniakiem w dłoniach, spada na planszy o jedno miejsce w dół, aż do grilla. Odpowiedzi nie mogą się powtarzać, dlatego też liczy się refleks, pomysłowość i szybkie kojarzenie.
Dostępna tutaj: gry z serii Gorący ziemniak
Pytania są ciekawe, pobudzające myślenie, kreatywność, czasem ogólną wiedzę o świecie. Ale nie ma tu nic skomplikowanego, to prosta, rodzinna (odpowiednia już dla starszych dzieci), integracyjna gra, świetna na miły wieczór, czy weekendowe popołudnie. Poza tym można wiele się dowiedzieć o graczach, bo odpowiedzi udzielane pod presją czasu są bardzo szczere :)
Ciekawym urozmaiceniem jest też darmowa aplikacja na smartfony, która zastąpi nam bączka (wystarczy wyszukać w AppStore lub Google Play apkę Gorący Ziemniak).
Grę zabieramy na weekendowe spotkania z rodziną, dzięki prostym zasadom i szybkiej rozgrywce świetnie łączy pokolenia i zapewnia wszystkim super zabawę. Nierzadko wśród salw śmiechu muszę sprawdzać, czy czasem Tosia się nie obudziła :)
Grę można kupić w kilku wersjach (dostępna jest też wersja Junior z łatwiejszymi pytaniami dla dzieci już od 4. roku życia).
Dostępne tutaj: gry z serii Gorący ziemniak