Tak, wiem, poprawniej politycznie byłoby „ciasto czekoladowe”, ale to jest przepis na moje ukochane ciasto z dzieciństwa i nic w nim zmieniać nie będę. Ani nazwy, ani ilości cukru (włos się jeży, ostrzegam!). Nic a nic.
Macie takie smaki, zapachy, które wprost przenoszą Was do dzieciństwa, przypominają leniwe, rodzinne weekendy, mamę w fartuszku, ciepło rodzinnego domu? Które sprawiają, że czujecie się spokojnie, bezpiecznie i błogo, choćby się waliło i paliło?
Dla mnie takim wehikułem czasu jest murzynek. Cudownie słodkie ciasto, którego ogromną zaletą jest to, że praktycznie robi się samo. Przygotowanie trwa kilka chwil i można bezkarnie podjadać słodką masę. Jeśli macie mikser ze stojakiem to praktycznie cała Wasza praca polega na wrzuceniu składników i potem przelaniu masy do foremki. Proste, prawda? Ja zrobiłam je wczoraj z Tosią na ręku, gotując jednocześnie rosół.
Jeśli chcecie, to możecie spokojnie zmniejszyć ilość cukru lub zastąpić go miodem, ja podaję jednak oryginalny przepis mojej mamy. Moją jedyną modyfikacją jest zastąpienie mąki pszennej tortowej pełnoziarnistą.
Składniki:
1/2 szkl. mleka
1 kostka masła roślinnego
4 łyżki kakao
1 1/2 szkl. cukru
2 1/2 szkl. mąki
4 jajka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
ew. bakalie
Mleko, masło, kakao i cukier rozpuszczamy w rondelku, mieszamy. Odlewamy 1/5 szklanki na polewę (super, nie? nie trzeba dodatkowo robić polewy). Studzimy i staramy się nie podjadać, co jest baaardzo trudne! Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia, żółtka i mieszamy mikserem. Możemy dorzucić bakalie. Osobno ubijamy pianę z białek. Dodajemy pianę do masy i lekko mieszamy. Pieczemy 45 min. w 180 stopniach. Po przestudzeniu polewamy odlaną wcześniej polewą.
I gotowe! A mniam mniam mniam!