Spojrzenia pełne współczucia, czasem też zrozumienia, a czasem niedowierzania. Bywa, że i politowania…
– Jak to? Nadal to robi? Jeszcze jej nie oduczyłaś?
– Twoja prawie 1,5-roczna córka nadal zasypia przy piersi?
– Nie chciało Ci się? Jesteś leniem? A może nie potrafiłaś nauczyć jej innych sposobów zasypiania?
– Boże, ale Ty biedna jesteś, nie możesz się wieczorem ruszyć z domu! Ty to się masz!
Tak, Tosia przy mnie zasypia wyłącznie przy piersi. Tak, ciężko jest mi się wybrać gdzieś wieczorem i zostawić usypianie komuś innemu. Nie, nie mam z tym problemu!
A wiecie dlaczego?
Kluczowe są tutaj 2 krótkie słowa z poprzedniego akapitu „przy mnie”.
W żłobku Tosia bez problemu zasypia w łóżeczku, wtulona w dobrze jej znany otulacz bambusowy, głaskana po pleckach przez jedną z cioć. W domu pod opieką babci, gdy jest śpiąca każe się usypiać w wózku ze sztabem przytulanek. Ale gdy jest mama jedynym sposobem zaśnięcia jest wtulenie w pierś. Koniec i kropka.
Kilka miesięcy temu częściowo dlatego, że Tosia przestała zasypiać przy piersi, a częściowo dlatego, że daliśmy się zwariować – uczyliśmy córeczkę zasypiania w łóżeczku. I nawet nauczyliśmy! Jednak foch na zasypianie przy cycku minął, a wraz z nim nasze przekonanie o konieczności samodzielnego usypiania dziecka w łóżeczku.
Tosia w tej chwili odpływa przy piersi w kilkanaście minut, spokojna, wyciszona, przytulona. Mam wrażenie, że jest jej błogo, miło, po prostu dobrze. Gdy po kilku takich nocach znów próbowaliśmy położyć ją samą w łóżeczku, protest był ogromny. Krzyk, płacz, niezrozumienie. Daliśmy więc sobie spokój. Ok, jak chce, to niech usypia przy piersi, tak długo, jak tego potrzebuje.
I co z tego, że jest już duża? Co z tego, że chodzi, biega, zaczyna gadać? Tosia zupełnie nie jest jeszcze gotowa na dzień z mamą ale bez mleka, nie mówiąc już w ogóle do zasypianiu, czy o nocy bez piersi… Gdy mnie nie ma w domu w ciągu dnia, Tosia wydaje się zupełnie nie pamiętać o mleku, ale jak tylko wracam nadrabia na całego.
I o ile z zasypianiem córki przy piersi nie mam problemu, to już częste karmienia w ciągu dnia zaczynają mnie męczyć. Zwłaszcza gdy jesteśmy poza domem, a córka szarpie mnie za bluzkę i krzyczy, choć wiem, że nie jest głodna. Nie mogę jej nawet posadzić sobie na kolanach, bo od razu szuka piersi… Nie wiem co z tym zrobić, jak w przypadku takiego uparciucha zmniejszyć ilość karmień. Ale wiem, że karmienie na dobranoc jeszcze długo z nami pozostanie.
Moje wieczorne wyjście z domu jest trudne, ale nie niewykonalne. Ostatnio byliśmy nawet na weselu, a Tosię usypiali dziadkowie. I wiecie co? Dali radę! Co prawda mała łobuzowała do 22, ale za to spała bez żadnej pobudki do 5 rano. A tego się najbardziej obawiałam – że obudzi się w nocy i nie będzie piersi , która pozwoli jej ponownie spokojnie zasnąć. Tosia spała pięknie, a my szaleliśmy do 4 nad ranem! Takie sytuacje dają mi nadzieję i pozwalają naładować akumulatory o 200%.
Czy wolałabym, żeby Tosia zasypiała spokojnie sama? Żeby na co dzień przesypiała całą noc w swoim łóżeczku? Oczywiście, że tak. Marzy mi się taki obrazek: Tosia kładzie się w łóżeczku, słucha jak czytam jej bajkę, oczka zaczynają jej się kleić i powoli odpływa w krainę snu przytulając swojego misia. A potem śpi do 7 rano…
Myślicie, że jest na to szansa przed podstawówką?
Czy Wasze dziecko też to JESZCZE robi? A może odkryłyście swój niezawodny sposób na usypianie dziecka? No dobra, przymiotnik „niezawodny” nie powinien stać w tak bliskiej odległości do „dziecka”! Jak usypiacie maluchy?