Ciążę wspominam jako wyjątkowy, cudowny czas w moim życiu. Przez pierwsze 7 miesięcy pracowałam, byłam bardzo aktywna, żyłam w biegu, a ciąża była jakby gdzieś tam obok. Nie skupiałam się na niej, priorytetem była praca. Potem organizm pokazał mi żółtą kartkę – musiałam zwolnić tempo, dużo odpoczywać, „polegiwać” na kanapie.
Dzięki temu mogłam prawdziwie skupić się na małym cudzie rosnącym w moim ciele. Wylewałam morze łez, oglądając program o porodach w polskich szpitalach, płakałam na reklamach rajstop i papieru toaletowego, szlochałam na wieczornych wiadomościach. Przeczytałam masę pozycji z tzw. literatury ciążowej. Sporo z nich okazało się kompletnymi niewypałami – były albo nudne, albo kompletnie nie trafiały w moje poczucie humoru, czy poczucie obcowania z tzw. „dobrą książką”. W nowej serii wpisów książkowych „Lektury mamy” przedstawię Wam moim zdaniem najlepsze pozycje dla przyszłych rodziców, w których miałam przyjemność się zaczytywać.
Na pierwszy ogień idą poradniki ciążowe. To pierwsze książki, w które zaopatruje się przyszła mama i które towarzyszyć jej będą przez 9 miesięcy. Z racji objętości nie należą do najtańszych. Ważne jest zatem, żeby wybrać dobrze i nie żałować.
Poradników ciążowych przeczytałam kilka. Najlepszym z nich okazał się „W oczekiwaniu na dziecko” H. Murkoff i S. Mazel. Pozycja klasyczna, „biblia” ciężarówek. Pokaźnej wielkości książka poruszająca chyba każdy problem związany z ciążą i porodem. Oprócz takiej klasyki jak opis rozwoju maluszka w każdym tygodniu ciąży, przebieg porodu i połogu, przygotowanie przedciążowe, objawy ciąży znajdziecie tam mnóstwo porad, ciekawostek, medycznych wyjaśnień rożnych dolegliwości, problemów i czego tylko sobie kobieta nie wymyśli ;) Gdy miałam jakikolwiek problem, czy wątpliwość, która mogła poczekać do planowej wizyty u lekarza, to zamiast pytać wujka Google (który pewnie wywieszczyłby mi zaraz raka mózgu i ciążę pozamaciczną w 20. tygodniu ciąży, hahaha), odpowiedzi szukałam w tej oto książce. Wierzcie lub nie, ale ani razu nie udało mi się jej zagiąć, znajdowałam odpowiedź na WSZYSTKO! Dlatego też śmiało polecam ją przyszłym rodzicom. Tatusiowe znajdą tam również specjalny rozdział specjalnie dla nich oraz poradnik o tym, jak pomagać kobiecie podczas porodu (który kazałam mężowi nauczyć się na pamięć). Do poczytania jest również sporo ciekawych informacji o prawidłowym odżywianiu w ciąży oraz o ciążach mnogich.
Myślę, że mogę też (prawie) w ciemno polecić poradnik Searsów „Księga ciąży. Wszystko, co musisz wiedzieć o ciąży, miesiąc po miesiącu”. Pozycja ta została wydana niestety już po urodzeniu Tosi, dlatego też jej nie posiadam, ale przeglądałam ją kilkukrotnie i jestem pewna, że jest świetna. Podobnie jak wszystkie książki napisane przez ten niezrównany duet lekarza i pielęgniarki, doradczyni laktacyjnej, czyli małżeństwa Searsów, prywatnie rodziców ośmiorga dzieci, które miałam przyjemność czytać. Szczególnie polecam rodzicom, którzy będą chcieli wychować swoje dziecko w duchu wzajemnego szacunku, zrozumienia i bliskości, czyli mam nadzieję, wszystkim!
Na koniec kilka słów o poradniku, którego nie polecam, a który ma szerokie grono wielbicieli. Chodzi o książkę Kaz Cooke „Ciężarówką przez 9 miesięcy”. Niewątpliwie jest to pozycja oryginalna, w pewnym sensie wyjątkowa. Autorka starała się napisać poradnik inny niż wszystkie, pełen luzu, zabawny i wciągający niczym dobry kryminał. Zamysł jest taki, że na samym początku poznajemy główną bohaterkę – kobietę, która właśnie dowiaduje się, że jest w ciąży. Potem przez całą książkę śledzimy jej losy i towarzyszymy jej tydzień po tygodniu wspólnie przeżywając nasze ciąże… Każdy rozdział składa się, niczym powieść w odcinkach, z tygodnia życia naszej ciężarówki („Dziennik pokładowy”) i z części praktycznej złożonej z rzeczowych porad, garści przydatnych informacji oraz miejsca na własne zapiski, dzięki czemu możemy prowadzić swój mini pamiętnik. Brzmi świetnie, prawda? Tak właśnie myślałam, kupując tę książkę na początku ciąży. Styl, w jakim jest ona napisana jednak kompletnie mi nie odpowiada, przygody głównej bohaterki zupełnie mnie nie śmieszyły, wszystko wydawało mi się takie wymuszone i nienaturalne. Może to kwestia tego, że realia opisane w książce i te typowo polskie trochę do siebie nie przystają. A może po prostu mam inne poczucie humoru? Zamiast śmieszyć, tylko irytowały mnie dywagacje głównej bohaterki w stylu: „Nie chcę rodzić naturalnie, nie chcę cesarki, nie da się urodzić przez łokieć???” No nie, to do mnie kompletnie nie trafia. Poza tym książka merytorycznie jest słaba, możliwe problemy i komplikacje ciążowe przedstawione są „po łebkach”, autorka raczej skupia się na cellulicie i wadze. Jeśli komuś spodoba się styl, to ok, można sobie poczytać dla zabicia nudy, ale moim zdaniem to raczej taki literacki McDonald’s niż przydatny poradnik.
Czytałyście poradniki ciążowe? A może właśnie teraz je czytacie? Zgadzacie się ze mną, a może macie inne zdanie?