Długo poszukiwałam odpowiedzi na pytanie, dlaczego moje dziecko ciągle płacze i krzyczy, skoro jest zdrowe, najedzone, przewinięte? Dlaczego tak trudno mu zasnąć, a sen jest tak krótki i przerywany? Gdy natrafiłam na określenie high-need baby, odkryłam, że nie tylko moje niemowlę nie jest książkowe, że jest nas więcej!
Ten wpis powstał już kilka lat temu. Z powodu awarii na blogu wpis ten jakiś czas temu zniknął z mojej strony, jak wiele innych, jednak udało mi się go odzyskać – i bardzo się cieszę, bo wiem, jak bardzo jest potrzebny i ile dobra swego czasu uczynił. Pisałyście do mnie, że wreszcie ktoś Was zrozumiał, a co ważniejsze – uwierzyłyście, że to nie Wasza wina, że maluszek wciąż płacze, mimo że robicie wszystko co w Waszej mocy, by było mu dobrze.
Noworodek większość doby przesypia, płacze jak jest głodny, ma mokrą pieluszkę, jest mu zimno… Wystarczy go pobujać, smoczek w dziób i pięknie śpi. Z biegiem czasu zaczyna coraz więcej aktywnie czuwać, oglądać świat, odkrywać zabawki, uśmiechać się… Wieczorem może dopaść go powodująca ból brzuszka kolka, na którą pomoże masaż, czy ciepły termoforek. Brzmi znajomo? No pewnie, o tym przecież czytamy jeszcze w ciąży, taka jest większość noworodków i potem niemowlaków. No właśnie, większość. A co jeśli się okaże, że nasze dziecko jest w mniejszości?
Słyszeliście o High-need baby? O dziecku wymagającym, o wysokich potrzebach?
Większość doby płacze, krzyczy, marudzi. Śpi od czasu do czasu, zawsze krótko, zawsze czujnie. Zdaje się, że świat odbiera bardzo intensywnie, wręcz boleśnie. Nie znosi odkładania, najlepsza drzemka to drzemka z cycusiem w buzi. Smoczek? Ble, fuj, nie ze mną takie numery! Płacze jak jest głodny, jak chce mu się pić, jak jest najedzony i napojony również. Płacze z pełną i z pustą pieluchą. Jak jest mu zimno, ciepło i w sam raz. Najlepiej mu u rodziców na rękach, co ja mówię, u mamy, oczywiście. Potrafi zakochać się w noszeniu w chuście, ale tylko jeśli bardzo wcześnie się go do tego przyzwyczai, najlepiej jeszcze w pierwszym tygodniu życia. Inaczej jest kiepsko – chusta mocno otula, więc zamiast poczucia bezpieczeństwa wywołuje poczucie skrępowania, maluch szarpie się, wyrywa, odpycha. Aktywne czuwanie? Haha, dobre sobie. Choć w sumie… płacz trudno nazwać biernym. Świat chcąc nie chcąc ogląda, na coś przecież trzeba patrzeć jak się nie śpi. Zabawki, rączki? A po co, przecież jest cycuś… Nie potrafi się sam uspokoić, jest wrażliwy i wymagający.
Co robić gdy dziecko ciągle płacze?
Co robimy jak płacze? Dużo robimy. Przecież dużo płacze, mamy więc sporo doświadczenia. A zatem:
- nosimy na ramieniu, kołyskowo, na brzuszku, w chuście, tańczymy,
- bujamy w leżaczku-bujaczku, na piłce, w kołysce, w wózku, w foteliku samochodowym, na huśtawce,
- szumimy: aplikacją na telefonie, misiem Szumisiem, wentylatorem w łazience, okapem w kuchni i wiatrakiem w salonie. Nastawiamy pralkę 2 razy dziennie. Kupujemy misia z bijącym serduszkiem. Puszczamy muzykę poważną i dźwięki natury,
- owijamy w rożek, śpiworek, otulacz,
- pozwalamy spać bez kołdry i kocyka, zakładamy ciepłą piżamkę lub cieniutką.
- obkładamy termoforkiem, żeby było przyjemnie (podobno, PODOBNO działa też na kolki), maminymi bluzkami żeby czuł znajomy, uspokajający zapach,
- śpiewamy, mruczymy,
- masujemy,
- odbijamy po jedzeniu,
- kąpiemy w dwóch rodzajach wanienek, krótko lub długo, w cieplejszej lub chłodniejszej wodzie,
- wycinamy metki w ubrankach,
- jeździmy samochodem,
- chodzimy na spacery i 4 razy dziennie, czasem wzdłuż ruchliwej czteropasmówki, żeby zasnęło,
- mordujemy się restrykcyjną dietą jeśli karmimy piersią,
- śpimy z dzieckiem,
- karmimy piersią co chwilę, żeby nie zwariować i mieć choć 15 minut spokoju… (nie wiem, jak sobie radzą mamy karmiące mlekiem modyfikowanym.)
Szukamy złotej metody, tego CZEGOŚ, co zadziała na nasze dziecko. Niestety, prawdopodobnie nigdy tego nie znajdziemy. W przypadku High-need baby, czyli dziecka o wysokich potrzebach, to COŚ zmienia się z dnia na dzień. Jednego dnia zadziała, by następnego okazać się klapą.
Ale dobra i jedna spokojniejsza noc. Szukamy więc dalej, eksperymentujemy, kombinujemy. I tak nam leci ten czas. Noworodek zamienia się w niemowlę, potem w małe dziecko. Z czasem jest łatwiej, maluch zaczyna się interesować czymś więcej niż naszymi cyckami i siłą swojego głosu, potrafimy go zająć, zabawić. W przypadku HNB bardzo często jest pod górkę, ciężko przewidzieć reakcję na nowe doświadczenia, jak na przykład wizyta u znajomych, obiad w restauracji, lot samolotem, zmiana klimatu, basen, żłobek.
High-need baby. Złote rady, ale nie dla nas….
Rodzicom wymagających dzieci jest trudniej też dlatego, że ciągle w siebie wątpimy, w to, czy jesteśmy dobrymi rodzicami, czy stosujemy dobre metody wychowawcze („Dzieci wszystkich znajomych są takie pogodne, spokojne, a nasze ciągle płacze. Może to moja wina?”). Czujemy się samotni i zagubieni. Dostajemy mnóstwo rad, które sprawdzają się w 100% u innych dzieci, a na nasze niemowlę działają najwyżej jednorazowo. Na początku często czujemy się rozczarowani i oszukani („Jak to? Przecież miało spać większość dnia i budzić się tylko na karmienie!”). Codzienność staje się sinusoidą, skaczemy z radości gdy dziecko ma lepszy dzień i płaczemy po kątach, gdy przeważają smuteczki. Z biegiem czasu górę jednak zaczyna brać pewność siebie i duma („Daliśmy radę! Jak z tym sobie poradziliśmy, to możemy dokonać wszystkiego! Mount Everest? Co to dla mnie!”).
Na koniec powiem Wam jeszcze jedno. Mówi się, że z bycia high-need baby się nie wyrasta. Ale nie chodzi o to, że dziecko będzie wciąż płakało, krzyczało, wszystko będzie mu przeszkadzać. Zupełnie nie! Bo kim jest tak naprawdę HNB? To dziecko bardzo wrażliwe. I z czasem ta wrażliwość staje się naprawdę wyjątkowo piękną cechą. Do tego dochodzi też empatia. I to jest cudowne! Mam taki wspaniały przykład w domu :)