Po dzisiejszym wypadzie do kina moja córka powiedziała: „Mamo, powiedz innym rodzicom, żeby nie zabierali dzieci na ten film”. No to mówię.
Bajka czy film?
„Robaczki z zaginionej dżungli” to historia małej biedronki, która przez przypadek trafia z rodzinnej łąki we Francji na karaibską wyspę. W ślad za nią podąża bardzo opiekuńczy i waleczny tata oraz inne robaczki. Później owady mają stanąć przeciwko ekipie budowlanej i nie pozwolić zniszczyć lasu deszczowego. Ale tego już nie widziałam, bo wyszłyśmy z seansu po godzinie.
Fabuła wydaje się fajna, w czym więc problem?
W filmie nie pada ani jedno słowo. NIC. Robaczki ze sobą nie rozmawiają ludzkim językiem, jak to zwykle jest w bajkach, nie ma też lektora (zwiastun jest bardzo mylący!). Nic, tylko brzęczenie i bzyczenie. Taka jest koncepcja filmu i ja to naprawdę szanuję, ale… dla dziecka może to być po prostu nudne.
Nie tylko dla mojego, wierz mi, inne dzieci też były znudzone, oprócz nas wyszły z kina wcześniej dwie inne rodziny. Córka wytrzymała jakieś 3/4 filmu, ale gdy już po raz trzeci poprosiła, żebyśmy wyszły, zgodziłam się z nią. Wizyta w kinie ma być rozrywką, przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem.
Bajka dla dzieci, na której nikt się nie śmieje, a wszyscy ziewają
No cóż, to po prostu nie jest typowa bajka dla dzieci. Jestem otwarta na różne gatunki filmów, dokumenty, nowe pomysły. Doceniam stronę wizualną filmu – jest on po prostu przepiękny! „Robaczki z zaginionej dżungli” jest połączeniem filmu i animacji. Realistyczne krajobrazy zapierają dech w piersiach, a animowane owady wyglądają bardzo naturalnie.
Bohaterowie porozumiewają się ze sobą skomplikowanym kodem, połączeniem różnych rodzajów brzęczenia z ruchami odnóży i innych części ciała. To jest naprawdę fascynujące, ale chyba nie do końca dla dzieci… I nie w formie 1,5-godzinnego seansu kinowego. Ludzie występujący w filmie albo milczą albo… rozmawiają po francusku. Te dialogi niestety nie zostały przetłumaczone.
Wszystkie oficjalne recenzje, na które się natknęłam w Internecie podkreślają jak zabawny jest to film. Po obejrzeniu 3/4 „Robaczków” uśmiechnęłam się tylko w scenie, gdy biedronka wypuszczała zielony gaz, kojarzący się z bąkami. Tosi to nie rozbawiło. Na sali nie śmiało się głośno żadne dziecko.
„Robaczki z zaginionej dżungli” nie są złym filmem
Ale też nie jest to do końca dobra bajka dla dzieci. Wiesz o co mi chodzi? Wykonanie jest na najwyższym poziomie, ujęcia krajobrazu są przepiękne, animacja rewelacyjna. Sam pomysł jest na pewno ciekawy i oryginalny. Coś tu jednak się nie zgadza. Bajka kierowana do dzieci powinna je zaciekawić, a nie znudzić, prawda? Film reklamowany jako zabawny, powinien przynajmniej wywołać uśmiech na buzi, zgodzisz się?
Jeśli podejrzewasz, że Twoje dziecko jednak będzie się dobrze bawić na tym filmie (bo nie twierdzę, że to niemożliwe), obejrzyj nie wprowadzający w błąd zwiastun, a przynajmniej jeden odcinek „Robaczków z zaginionej doliny”, który jest pierwowzorem kinowego filmu. Choć z drugiej strony… 4 minuty to co innego niż półtorej godziny! ;) Jeśli Twoje dziecko uwielbia tę bajkę, jest duża szansa, że spodoba mu się też film. Jeśli nie – nie polecam wybrania się do kina!
Zwiastun:
Odcinek serialu „Robaczki z zaginionej doliny”: