Mój mąż był przy porodzie naszej pierwszej córki. Ba, był nawet przy cesarce, gdy kilkanaście godzin porodu naturalnego spełzło na niczym, tfu, na 5 cm. Będzie też przy porodzie drugiej córki. Czy się zgodził? Nie. Nie zgodził się, bo nikt go o to nie pytał.
Tak samo jak nikt go nie pytał, czy ma ochotę być przy zapłodnieniu.
Życie składa się z wyborów i ich konsekwencji. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i wiemy, czym się kończy ciąża. Skoro na dziecko zdecydowaliśmy się we dwoje, dlaczego trudy porodu ma znosić tylko jedna osoba? Oczywiście nawet przy obecności ojca przy porodzie, jego „trudy” są po prostu niczym przy tym, co musi znosić kobieta. Zasłanianie się wrażliwością, delikatnością, czy „możliwością omdlenia”, wybaczcie drodzy panowie, ale jest dla mnie po prostu śmieszne.
Za każdym razem gdy czytam, że wskazane jest, aby przyszły tata wspierał kobietę na porodówce, ale nie należy go do tego zmuszać, krew się we mnie gotuje. Czy ktoś zmuszał go do tego, aby spłodził dziecko? To jest transakcja wiązana, chciałeś dziecko, to ponoś tego konsekwencje. Inne układy mnie po prostu nie przekonują. Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że jej partner zgodził się na dziecko pod warunkiem, że „jego życie się nie zmieni”. Odmowa udziału mężczyzny w porodzie jest dla mnie brakiem dojrzałości podobnego kalibru.
Jestem przekonana, że takie rzeczy jak posiadanie dzieci, poród, styl życia powinny być dokładnie omówione i ustalone przed ślubem, czy też decyzją o wspólnym życiu. Żeby nie było nagle niespodzianek, bo och! Okazuje się, że tatuś jest zbyt wrażliwy, żeby wpierać swoją wybrankę w największym wyzwaniu, które ją w życiu spotkało.
Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe, wspieramy się w każdej sytuacji. Czemu poród, jedno z najtrudniejszych zadań kobiety, miałby stanowić wyjątek?
Śmieszą mnie argumenty o tym, że mężczyzna mógłby nie mieć później ochoty na seks, bo się czasem napatrzy za wiele… Po pierwsze, nikt tatusiowi nie każe stać przy lekarzu i oceniać rozwarcia. Wręcz przeciwnie, zwykle stoi on tuż przy rodzącej, mając za zadanie wspierać, masować, motywować, biegać po przekąski/wodę/lekarza/położną, pomagać wstać, pójść pod prysznic, do toalety, asekurować przy piłce itd. lista jest dłuuuuga. Po drugie, czy ktoś się zastanawia, czy kobieta po urodzeniu dziecka będzie miała jeszcze kiedyś ochotę na seks?
Wiecie jak bym się czuła, gdyby mojego męża nie było przy porodzie? Zdradzona, samotna, zawiedziona. Nie po to przysięgaliśmy sobie być przy sobie na dobre i na złe, żebym miała zostać z tą sytuacją sama.
Mój mąż nie zgodził się być przy porodzie. Zgoda jest odpowiedzią na pytanie. Ja nigdy takiego pytania nie zadałam. Obecność przyszłego taty przy narodzinach dziecka była dla nas obojga oczywistością. Może nie jest to idealne porównanie, ale przychodzi mi na myśl ostatnio szeroko lansowane (i słusznie) zdanie, że mężczyzna nie pomaga w domu. Skoro on też w nim mieszka, to obowiązek sprzątania itp. też należy do niego. Skoro chciał mieć dziecko, to poród też jest jego zmartwieniem, choć oczywiście (niestety ;) ) w dużo mniejszym stopniu.
Czasem kobieta chce, aby przy porodzie towarzyszyła jej inna osoba – mama, doula, siostra, przyjaciółka. Taką decyzję należy oczywiście uszanować. Poród jest tak ekstremalnym doświadczeniem, że z ciężarną lepiej nie dyskutować ;) Nawet jeśli wyprosi przyszłego tatusia z sali porodowej i zdecyduje się rodzić z inną osobą lub samodzielnie.
Jeśli jednak przyszła mama życzy sobie obecności partnera przy porodzie, moim zdaniem – to życzenie jest święte.
Na obecności męża przy cesarce już mi nie zależało. Szczerze mówiąc, było mi wszystko jedno. Po wielu, wielu godzinach bólu, na który nie pomogło nawet znieczulenie zewnątrzoponowe (nie wiem jakim cudem) chciałam tylko, żeby ten koszmar już się skończył, chciałam mieć już moją córeczkę przy sobie. Nasz szpital oferował możliwość obecności przyszłego taty przy cesarskim cięciu. Mąż sam podjął decyzję, że chce powitać naszą córeczkę jak najszybciej, że chce usłyszeć jej pierwszy krzyk. I tak też się stało. W końcu to jest tak samo moje dziecko, jak i jego.
Bardzo się cieszę, że przeszliśmy przez to razem. Było dużo bólu, dużo strachu, nerwów, niepewności. Ale opłaciło się :) Wyszliśmy z tego we trójkę. Wyszliśmy silniejsi.
9 komentarzy
Zuzanna Szulist
12 września 2017 at 13:03To musi być straszne być w tej chwili samą. Poród to chyba najważniejsze wydarzenie w naszym życiu, oboje wiążemy z nim wiele emocji i wspomnień, często wracamy w rozmowach. Gdyby mojego męża nie było to tak, jakby został wycięty z tego ważnego wydarzenia, wspomnienia.
Czasem czytam, że kobieta nie chce partnera przy porodzie, bo nie chce, aby ten ją zobaczył w takiej intymnej sytuacji, ale wtedy chyba trudno tu mówić nawet o dojrzałości w związku, a jedynie o jakiejś romantycznej mrzonce.
Marta Stępniak
12 września 2017 at 14:29Nie mam dzieci, nie byłam w ciąży, ale to bardzo mądrze napisany wpis. Też mnie bawi fakt, że faceta nie może być przy porodzie, bo twierdzi, że zemdleje. A kobieta musi być silna i twarda nawet jeśli poród trwa godzinami.
P.S. Bardzo chwytliwy tytuł. Klikałam z innym wyobrażeniem posta ;)
jx
3 lipca 2020 at 20:29nagle panowie sie okazujw takimi delikatnymi kwiatuszkami… mimo ze ich wklad w porod to kest pryszcz. Szkoda, ze kobieta nie moze powiedzieć, ze nie vhce btc przy porodzi bo jej słabo….
Mom on top
12 września 2017 at 16:42Ja z perspektywy czasu się bardzo cieszę,że mojego męża nie było przy porodzie. Mieliśmy zaplanowany poród rodzinny, ale życie rzadko stosuje się do naszych planów i wyszło tak, że miałam cesarkę w pełnej narkozie. Wszystko było zupełnie inaczej jak oczekiwałam, długo miałam traumę, ale teraz uważam, że wyszło nam to wszystko na dobre.
Iza D- www.nietylkorozowo.pl
12 września 2017 at 19:07Przy pierwszym bardzo chciałam by był, bo zwyczajnie się bałam nieznanego. On chyba też się bał, był ze mną na porodówce, ale niezbyt chętnie. Był chwilę, bo na porodówce poleżałam z 10 minut i szybko robili niespodziewaną cesarkę, gdzie już tatusiów nie wpuszczali.
Przy drugim… bał się że znów się skończy cc i jeszcze większym strachem- o mnie i o dziecko. Do szpitala poszliśmy w nocy i położne twierdząc, że tu nic się nie dzieje i szybko nie urodzę, odesłały go do domu (mieszkamy w pobliżu). Miałam dzwonić, gdy zacznie się coś dziać- zadzwoniłam by nie przychodził. Poczułam się bezpiecznie na porodówce i nie chciałam by mnie rozpraszał. ;) obydwoje z tego byliśmy zadowoleni.
Alicja Piotrowska
12 września 2017 at 23:24Mój mąż jeszcze na długo przed ślubem obwieścił mi, że pytał na zajęciach (studiował wtedy fizjoterapię) jak masować żonę w czasie porodu, żeby mniej bolało. Tyle w temacie pytania go o zgodę na udział :) I dobrze, bo nie wiem, jak bym sobie bez niego poradziła. Poród był ekstremalny i gdyby nie wsparcie najlepszego przyjaciela, chyba nie dałabym rady… No i jeszcze bardziej nas to do siebie zbliżyło :)
MamiK pisze co mysle
5 listopada 2017 at 15:38Nie wyobrażam sobie, że miałabym być sama podczas porodu. Potrzebne jest wtedy wsparcie i bratnia dusza. Dobrze napisane, to jest transakcja wiązana.
M
17 marca 2022 at 17:13Zazdroszcze wszystkim kibietom, które maja tak mądrych i wyrozumiałych partnerów. Moj (jestem w 5 miesiącu ) już mnie poinformował ze absolutnie nie będzie brać udziału w porodzie bo „.to za ciężkie na jego psychikę”. A mnie ktoś pozostawia wybór ? No właśnie.
Przykre, ze związałam się z egoista narcyzem widzącym tylko swój czubem nosa
Kama
13 stycznia 2023 at 21:38Mój mąż chciał być obecny przy narodzinach córki. Byłam mu za to wdzięczna, chociaż poród przebiegł dosyć szybko, naturalnie i bez powikłań, a jego obecność była dla mnie jak plaster na rany. Nie do końca zgadzam się jednak z tym wpisem – nikogo do niczego nie można zmusić. Jeżeli mężczyzna dbał o swoją partnerkę, kiedy była w ciąży, a po porodzie okazywał jej moc wsparcia w opiece nad dzieckiem, ale na poród rodzinny się nie zgodził – to już egoista? Jakie „święte życzenie”? Nie bez powodu to kobiety rodzą dzieci, nie mężczyźni. Jeżeli w takiej sytuacji, kiedy mężczyzna odmawia partnerce, nie jest to kwestia wygody, to może faktycznie warto poprosić kogoś innego bliskiego, kto okaże nam pewne wsparcie, a nie zachowywać się jak rozkapryszona księżniczka i fochać, bo partner odmawia towarzyszenia przy porodzie.