Od kiedy pamiętam bojkotowałam Walentynki. Oczywiście zaczęło się od tego, że zwyczajnie nie miałam z kim ich świętować, ale fajniej było powiedzieć: „Walentynki są głupie!” ;)
Później chłopak się znalazł, a moja niechęć do tego dnia jakoś tak, nie wiedzieć czemu, topniała… Tylko co podarować drugiej połówce, żeby nie było banalnie, tandetnie, różowo?
Odpowiedź jest prosta. Swój czas, uwagę oraz wspomnienia.
Kilka lat temu uświadomiłam sobie, że wszelkie święta, czy ważne dni są dla nas tylko wskazówką, kartą w kalendarzu, którą możemy dowolnie zapisać, zapełnić tym, co dla nas ważne. Tylko od nas zależy jak spędzimy święta, które tradycje będziemy pielęgnować, a które sami zapoczątkujemy. Nie musimy przyjmować wszystkiego jak leci, robić coś, czego nie czujemy. Walentynki nie muszą równać się tandetnej poduszce w serduszka, wymiętym czerwonym różom i tłokom w pseudo romantycznej restauracji. Nie musi być nawet czekoladek, choć te są zwykle jednak mile widziane :)
Nie lubię, gdy ktoś mnie do czegoś zmusza, nawet jeśli jest to mniej lub bardziej subtelna presja społeczna. Jako rodzicom dwójki małych dzieci trudno jest nam się wyrwać z domu tylko we dwoje i nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy koniecznie gdzieś wychodzić 14. lutego. Bo wszyscy tak robią. Bzdura. Przecież równie dobrze, a nawet lepiej, czas ten możemy spędzić w domu.
Podstawą jest pozytywne nastawienie i dobry plan. „Siedząc” w domu z dzieckiem łatwo jest wpaść w tryb matki polki w dresie, z rozczochranymi włosami, bez makijażu i, co ważniejsze, bez dobrego humoru. Takie dni jak Walentynki, rocznice, urodziny, czy święta traktuję jako przerywniki w codziennej rutynie obowiązków i zadań do wykonania. Przygotowania zaczynam wcześniej – organizuję sprzątanie mieszkania, zakupy, listę „świątecznych to do” i wyjątkowy, przemyślany prezent. Dla mojego męża, dla mnie, dla naszej rodziny – jeden, niebanalny, nieróżowy i niezbierający kurzu prezent :)
Od kilku lat nie muszę się zastanawiać co kupić mężowi na Walentynki, jaki prezent sprawi mu przyjemność, a jednocześnie nam nie zrujnuje budżetu – to nie było nigdy łatwe zadanie ;) Ale już mam to z głowy. Oprócz siebie – swojego dobrego humoru, pozytywnego nastawienia i uwagi ofiarowuję mu, NAM wspomnienia. Spośród tysięcy zdjęć na kompie i dyskach wyłuskuję różne wyjątkowe chwile i zdarzenia i przekuwam je w piękną fotoksiążkę.
Jeśli czytacie mojego bloga od dłuższego czasu, to na pewno nie zaskoczę Was wyborem firmy, której zaufałam, czyli Printu. Przetestowałam kilka różnych firm, jednak jeśli chodzi chodzi o jakość, to Printu jest bezkonkurencyjne na rynku. Mam już sporo ich książek i każda jest wyjątkowa. Lubię eksperymentować, dlatego za każdym razem wybieram inny szablon, który później lekko modyfikuję według własnych potrzeb – dodaję opisy, zmieniam czcionki, przerabiam układ zdjęć. (Szablony walentynkowe znajdziecie tutaj).
Tworzenie fotoksiążki jest czystą przyjemnością (która mi się po prostu należy po przejrzeniu tych setek zdjęć!) – program Printu jest bardzo intuicyjny, szybki, prosty i estetyczny. Tak, estetyczny, bo Printu stawia na wysoką jakość nie tylko w przypadku wydruku samych zdjęć, ale i pracy nad fotoksiążką.
Kolejny plus daję im za obsługę klienta – pracownik Printu przed zrealizowaniem zamówienia sprawdzi projekt i da nam znać, jeśli np. przez pomyłkę tak ustawiliśmy zdjęcie, że głowa jakiejś osoby jest ucięta (taaak, taka jestem sprytna ;) ). Potem już wszystko dzieje się błyskawicznie i po kilku dniach możemy się cieszyć gotową fotoksiążką w swoim domu.
Tradycyjnie mam dla Was super zniżkę -44 % na dowolną fotoksiążkę Printu. Wystarczy, że wpiszecie przy zamawianiu kod: „mamacarla”. Kod jest ważny do 24.03.2018
Jeśli zastanawiacie się nad wyborem fajnego, niebanalnego, osobistego prezentu na Walentynki dla męża, chłopaka, żony, czy dziewczyny, już nie musicie dłużej szukać. Fotoksiążka będzie zawsze dobrym pomysłem, a Printu daje gwarancję dostawy przed Walentynkami dla wszystkich zamówień złożonych do 7. lutego
A tu jeszcze kilka inspiracji od Printu: