„Księga dźwięków” Soledad Bravi to książka, która skradła Tosiowe serduszko. Moje rownież. Jest genialna! Na ponad 100 kartach znajdziecie piękne obrazki zwierząt, przedmiotów oraz innych hm… obiektów wraz z opisem dźwięku, jaki wydają. Oprócz klasycznych odgłosów zwierzęcych, których nie mogło zabraknąć, jak „miau”, czy „ałuuuuuu”, w książce znajduje się mnóstwo niespodzianek. Co robi ślimak, ryba i buziak? Jaki odgłos wydaje Boże Narodzenie, dzidziuś i katar? Co robi gniazdko elektryczne? (Tego Wam nie zdradzę, żeby nie psuć niespodzianki) Książka jest rewelacyjna i naprawdę się nie nudzi. Tosia uwielbia ją oglądać i uśmiecha się, gdy naśladuję dźwięki pojawiające się w książce. Z niecierpliwością czekam, aż przyłączy się do mnie i sama będzie próbować wymawiać „chrum chrum” czy „łubudu” :)
Znalazłam dwa minusy. Pierwszy, niewielki to szpinak, który robi „bleee”, nie rozumiem dlaczego autor chce zrazić maluchy do tak zdrowego jedzenia ;) „Bleee” zamieniamy na „mniam” i po problemie. Druga wada książki jest już poważna – to sposób jej wykonania. „Księga dźwięków” jest naprawdę spora, ma 112 niezbyt grubych kartonowych stron, a mimo to jest wyłącznie klejona. Myślę, że gdyby wydawca pokusił się o jej zszycie, byłaby znacznie trwalsza. A tak, to sądzę, że niewiele czasu potrzeba, aby z jednej grubej księgi zrobiło się kilka cieńszych. Z drugiej strony, dzięki temu książka jest przystępna cenowo.
Uwaga. Z powodu skarg na małą trwałość książki wydawca (Wydawnictwo Dwie Siostry) poważnie zastanawia się nad niekontynuowaniem jej wydawania, dlatego gorąco Was namawiam do zakupu, póki jest to jeszcze możliwe. Jestem pewna, że nie będziecie żałować! Polecam!