Podobno najlepszymi kucharzami są mężczyźni. Może jestem niezbyt obyty w temacie, ale poza kilkoma panami wymachującymi fartuchem z ekranu telewizora, polski kucharz kojarzy mi daniami popisowymi wujka Janusza. Pewnie każdy z Was zna takiego wirtuoza patelni. Osobiście nie raz zachwalałem przywartą do patelni jajecznicę i słyszałem legendy o śledziach utopionych w morzu octu. Czy ci Panowie robią coś złego? No nie. Mają z tego fun i to się liczy.
(tekst oczywiście napisany przez Tosiowego Tatę) :)
I właśnie dla poczucia satysfakcji sam często zakładam fartuch szefa naszej domowej kuchni. Na początku zaczęło od śniadanek i romantycznych kolacji dla mojej Pani. Systematycznie podnoszę sobie poprzeczkę, piekę ciasta i kilka wychodzi mi naprawdę nieźle. Odkąd jest z nami Tosia stawiamy na zdrowe, kreatywne i ciekawe gotowanie. Dzięki temu odkryłem wiele składników, o których wcześniej nie miałem pojęcia.
Wiecie co sprawia mi satysfakcję? Niebanalna, ciekawie podana potrawa, na którą mogę spojrzeć okiem stwórcy, mówiąc: „To jest dobre”. Od początku są ze mną książki kucharskie. Niby jest TV, ale od jakiegoś czasu mamy ze sobą nie po drodze. Niby jest Internet, ale tu chodzi o pewien rytuał, do którego nie chcę mieszać telefonów, tabletów, czy innych komputerów. Uroda dania, które woła do mnie z karki papieru jest dużo bardziej sugestywna i inspirująca.
Kartkowanie dobrze wydanej książki kucharskiej to prawdziwa przyjemność, a pomysły wpadają do głowy często w najmniej oczekiwanych momentach. Ostatnio po naszym rodzinnym wyciskaniu soku wpadła mi w ręce intrygująca książka kucharska. Po godzinie jedliśmy naprawdę zawodowe ciasto marchewkowe, do przygotowania którego wykorzystałem resztki z naszej wyciskarki. W życiu, w pracy, w miłości, w kuchni potrzeba nam inspiracji i pozytywnych bodźców. Tego niedzielnego popołudnia znalazłem je w książce „Zdrowe słodkości na każdą porę dnia” K. Maciejko-Zielińskiej, wydawnictwa Samo Sedno.
Polecam Wam tę pozycję i inne książki kucharskie. Dzięki nim w kuchni, która niektórym kojarzy się z przykrym obowiązkiem, możemy naprawdę miło spędzić czas, a uczucie satysfakcji jest na pewno dużo większe od wypchanego smakowitościami brzucha.
Ciasto marchewkowe z kremem cytrynowym
3 jajka
100g cukru trzcinowego
80 ml oleju
150g mąki pełnoziarnistej
50g mąki kukurydzianej
40g mąki ziemniaczanej
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki cynamonu
3 duże starte marchewki (odciśnięte, użyłem resztek marchewki po zrobieniu soku z wyciskarki)
100g ulubionych bakalii (ja dodałem posiekane orzechy włoskie i pestki słonecznika)
Krem cytrynowy:
300g serka typu Philadelphia
40g cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
2 łyżeczki soku z cytryny
Jajka ubijamy z cukrem. Dodajemy stopniowo olej, ciągle ubijając. W osobnej misce mieszamy wszystkie rodzaje mąki z proszkiem do pieczenia i cynamonem. Dodajemy je do masy jajecznej i miksujemy. Dorzucamy startą marchewkę i bakalie. Mieszamy. Ciasto przelewamy do wyłożonej papierem do pieczenia formy i pieczemy w 180 st. przez 45 min.
Krem:
Miksujemy serek z cukrem pudrem i ekstraktem z wanilii. Kremem smarujemy wystudzone ciasto.
Uwaga! Ciasto najlepiej zjeść tego samego dnia. Następnego smakuje równie dobrze, ale krem nie wygląda już tak ładnie (wysusza się i pęka).
*przepis się oczywiście trochę różni od tego podanego w książce (jest nieco mniej zdrowy).