MACIERZYŃSTWO

Ach śpij (już wreszcie) kochanie!

Czy sen Waszego dziecka spędza Wam sen z powiek? U nas tak było przez długi, no dobra, cholernie długi czas. Żeby uśpić Tosię wspinaliśmy się na wyżyny kreatywności i spadaliśmy w doliny frustracji. Dlaczego ona nie może zasnąć? Jest ewidentnie śpiąca, oczy jej się kleją, płacze, krzyczy… Słowem: chce spać a nie może. W końcu znaleźliśmy Naszą Metodę. Teraz usypiamy dziecko w maksymalnie 30 minut, czy to na drzemkę, czy na noc. Chcecie wiedzieć, co zadziałało?

JAK BYŁO

Na moment cofnę się w odmęty przeszłości, do czasów, kiedy nasza rezolutna roczna córeczka była noworodkiem, a potem niemowlakiem. Przez kilka pierwszych miesięcy nie mieliśmy problemów z usypianiem – pierś i lulu. Problem pojawiał się, gdy nie zasnęła po karmieniu przy piersi. Wtedy zaczynało się kombinowanie, chwytaliśmy się przeróżnych pomysłów. Śpiewaliśmy, nosiliśmy, bujaliśmy w wózku, huśtaliśmy w foteliku samochodowym, kołysaliśmy w leżaczku-bujaczku (o tak: „Żeby akcja się powiodła, należało bujaczek z leżącym w nim dzieckiem podnieść, trzymać na wysokości bioder i rytmicznie kołysać od lewej do prawej (od prawej do lewej również)”). To wszystko było bardzo wyczerpujące fizycznie i na dobrą sprawę krótkotrwałe, bez perspektyw, bo jak długo można huśtać 9-kilogramowe dziecko w nosidełku samochodowym?! Tosia rosła, coraz rzadziej zasypiając po karmieniu, postanowiliśmy coś z tym wreszcie zrobić.

ETAP PRZEJŚCIOWY

W okolicach 9 miesiąca powiedziałam dość. Sprzedałam leżaczek-bujaczek, zakazałam usypiania w foteliku samochodowym. Dużo czytałam o metodach usypiania niemowląt i z marszu odrzuciłam wszystkie pomysły polegające na wypłakiwaniu się maluchów, zostawianiu ich samych na X minut, czy podnoszeniu i odkładaniu 100 razy pod rząd. Chcemy bowiem wychowywać córkę w duchu rodzicielstwa bliskości. Sztandarowa metoda tego ruchu, czyli noszenie, była jednak u nas nie do wdrożenia. Tosia bowiem nie lubi długiego noszenia. Ok, często chce na ręce, żeby coś lepiej widzieć, albo na chwilę się przytulić, ale właśnie… NA CHWILĘ. Gdy chwila mija, mała chce na podłogę, odpycha się, szarpie, wyrywa. Gdy była śpiąca, a my próbowaliśmy ją ululać nosząc, kołysząc, bujając na rękach, płakała i krzyczała głośniej i bardziej rozpaczliwie, niż przed tą próbą. Postanowiłam więc usypiać ją po karmieniu na zasadzie „Aż sama padnie”. Polegało to na tym, że gdy zjadła, dawałam jej baraszkować do woli w łóżku. Nie zapalałam światła, nie dawałam zabawek, zachowywałam cieszę i spokój, pilnując jedynie, by nie spadła z łóżka. Jak zaczynała płakać, to proponowałam pierś. I tak do skutku, aż zasnęła. Było to nużące i trwało długo, nawet do 1,5 godziny.

PRZEŁOM

Przełom nastąpił, gdy Tosia opanowała sztukę schodzenia z łóżka. Gonienie po całym pokoju uciekającego i śmiejącego się w głos malucha jednak nie sprzyja wyciszeniu. Do akcji wkroczył mąż. Włożył Tosię do jej własnego łóżeczka, zaczął śpiewać… i po pół godzinie dziecko spało!

JAK JEST TERAZ

Usypianie przestało być mrożącą krew w żyłach czynnością. Czasem zdarza się Tosi jeszcze zasnąć przy piersi, gdy jest bardzo zmęczona, ale zazwyczaj usypiamy ją w łóżeczku. Wkładamy ją tam, siadamy obok i śpiewamy (mąż) lub czytamy (ja). 15-20 minut i dziecko śpi. Zwykle wygląda to tak, że Tosia 10 minut walczy – trochę pobawi się, trochę pomarudzi (ale nie płacze!), staje przy szczebelkach, siada, kładzie się, kolejne 5 minut leży sobie spokojna, aż oczy jej się powoli zamykają i odpływa w krainę pięknych snów.

Sposób ten ma dla mnie same plusy :) Tosia zasypia w swoim łóżeczku, spokojna, zadowolona, nam nie odpadają ręce i nie pękają kręgosłupy od noszenia, nie ma histerii i płaczu. Ta metoda jest przyszłościowa, bo właśnie tak wyobrażam sobie wieczorny rytuał z 2-, 3-, 4-, 5-latkiem: czytanie książek, buziak i spaciu. Jest to też dobry trening przed żłobkiem, do którego Tolka niebawem pójdzie. Przyznam, że cieszy mnie też ten dodatkowy kwadrans na lekturę :) Na razie czytam po prostu swoje książki, choć wiem, że niedługo będę musiała przerzucić się na literaturę dziecięcą.

CO PRZED NAMI

To, że jest super, nie znaczy, że nie może być lepiej. Nie, nie marzy mi się zupełnie samodzielne zasypianie. Chodzi o to, że ten sposób sprawdza się idealnie w dzień i na wieczór, jednak zawodzi w nocy. Gdy Tosia obudzi się w nocy, zwykle po 3 godzinach snu, nie jesteśmy jej w stanie na nowo uśpić w łóżeczku, nawet jak już wypije swoje mleko. Jest krzyk, jest płacz i histeria. Ona chce spać z nami. Pogodziliśmy się z tym już dawno, skoro taka jest jej potrzeba, to ok. Ba! Nawet to polubiliśmy. Problemem jest jednak bezpieczeństwo. Mała jest już na tyle mobilna, że może spaść z łóżka, mimo, że śpi zawsze albo po środku albo od ściany. Czasem jej się zdarza w nocy wędrować po łóżku. Zastawiamy co prawda dół łóżka łóżeczkiem, żeby nie spadła, ale to jest tylko rozwiązanie tymczasowe. Musimy coś wymyślić, żeby albo zaczęła przesypiać, może nie całe noce od razu, ale przynajmniej te 5-6 godzin ciągiem albo dała się ponownie ululać w łóżeczku.

Any ideas? A jak to u Was jest ze spaniem i z zasypianiem?


Edit. A teraz jest tak:

Tak, moje dziecko nadal to robi!


Mogą Ci się spodobać