Macierzyństwo powinno było mnie nauczyć wielu przydatnych, ważnych umiejętności. Tak się z nim umówiłam i tego oczekiwałam. Na próżno, jak się okazało! Rodzicielstwo to jednak bardzo kapryśny stan, który uczy Cię głównie tego, czego nie chcesz, a w głębokim poważaniu ma Twoje plany, zamierzenia i cele.
Chcecie się pośmiać? Poczytajcie o tym, co miało nauczyć mnie macierzyństwo! I skończyło się totalną klapą, oczywiście.
GOTOWANIE
Chciałam być przykładną Matką Polką, codziennie podającą na stół obiad z dwóch dań, a w weekendy dodatkowo fajne ciasto. Posiłki miały byś oczywiście zdrowe, urozmaicone i pyszne. Chciałam nauczyć się kilku popisowych dań, które przygotowywałabym z zamkniętymi oczami w nocy o północy, a efekt tego taki, że nawet rosołu nie jestem w stanie ugotować bez kartki z przepisem od mamy. Tak, wiem, żenada.
PLANOWANIE POSIŁKÓW
Dodatkowo chciałam zostać mistrzynią w planowaniu posiłków. Zamierzałam raz w tygodniu wysyłać męża na przemyślane zakupy z listą w dłoni i nie martwić się, że czegoś mi brakuje do przygotowania obiadu. Nawet nie wiem jak to skomentować – Tosia 3/4 posiłków je w żłobku, mąż w pracy, a ja najczęściej zadowalam się suchą bułą i budyniem na kolację. Nasze kulinarne zrywy możecie obserwować w zakładce KUCHNIA. Dział wyłącznie dla kulinarnych leniwców!
PROWADZENIE SAMOCHODU
Rety, jak ja żałowałam w ciąży, że nie potrafię kierować autem, mimo że prawo jazdy mam od 10 lat! Nie musiałabym moknąć, czekając na autobus i truchtać do tramwaju, podtrzymując brzuchol. Mówiłam sobie jednak, że w ciąży stresy są niewskazane, więc poczekam z jazdami do urlopu macierzyńskiego. Wszak kiedy będzie lepsza ku temu sposobność? Tiaaaa…. Moim największym samochodowym sukcesem od wielu lat pozostaje dwukilometrowa jazda po chleb na grilla z małżonkiem, który zmieniał mi biegi.
NIETRACENIE CZASU NA GŁUPOTY
Nowoczesna mama ma mało czasu, więc organizuje go efektywnie, prawda? Nie traci bezsensownie czasu na scrollowanie Facebooka, czytanie Pudelka, babskich czytadeł i oglądanie seriali. Ma swój czas wolny zaplanowany co do minuty i efektywnie nim rozporządza. Znajduje czas na relaks, interesującą lekturę, malowanie paznokci i spotkania na mieście z przyjaciółkami. Nooo, w takim razie mi chyba bliżej do dinozaurów. Zwykle 3/4 czasu drzemki mojej córki spędzałam na głupotach, a potem w 1/4 starałam się zmieścić gotowanie zupy, picie kawy, robienie zdjęć do wpisu, pisanie i „rozkoszowanie się” ciepłą kawą. Jaaasne!
PS. Wspominałam już, że ostatnio wkręciłam się w łapanie Pokemonów?
ROZWÓJ OSOBISTY
Moja lista książek do przeczytania w czasie urlopu macierzyńskiego co jakiś czas wywołuje u mnie głupawkę. Chciałam przeczytać m.in. 10 książek branżowych (w tym kilka po angielsku), przerobić 2 podręczniki Business English, 3 książki o projektowaniu wnętrz i kilkanaście powieści noblistów. Nie powiem, że nie miałam czasu na czytanie książek, wręcz przeciwnie – codzienne maratony karmienia piersią sprawiały, że z czytnikiem nie rozstawałam się ani na moment. Jednak chyba przez huśtawkę hormonalną szczytem moich literackich ambicji były sentymentalne powieści Nicholasa Sparksa (które de facto do tej pory lubię i polecam – wszystko ma swój czas i miejsce).
Teraz kolej na Was! Miałyście podobne, ambitne, a raczej O-WIELE-ZBYT-AMBITNE macierzyńskie plany?
Zajrzałaś pierwszy raz? Polub nas na Facebooku! :)