MACIERZYŃSTWO

W jakim wieku dać dziecku telefon? + aplikacja do pobrania

Kiedy dostałyście pierwszą komórkę? Ja byłam wtedy w gimnazjum. Telefony komórkowe dopiero wchodziły na polski rynek i moje „nowe srebrne Mitsubishi” było powodem do dumy. Wyglądało o tak.

telWidzicie tę antenkę? Ona się jeszcze wysuwała! O ekranie dotykowym nikt nawet nie marzył, a internet w komórce był abstrakcją, którą ciężko było sobie nawet wyobrazić. Telefon był w topowej sieci Idea, która została potem przejęta przez Orange. Uwielbiałam mój mały (hahaha!), nowoczesny (tiaaa…) telefonik i jarałam się każdym SMSem, którego dostałam. Miałam jakieś 13-14 lat.

Teraz patrzę na moją córeczkę, która podnosi mojego smartfona, z wprawą przesuwa paluszkiem po ekranie odblokowując go i dotyka ikonki, usiłując włączyć sobie piosenki na YouTube’ie. Niejednokrotnie udało jej się zmienić mi tapetę albo wysłać w kosmos ikonkę SMSów, powodując w matce palpitacje serca. Przykłada telefon do ucha i woła „baba, baba”. Pytam, czy chce zadzwonić do babci – kiwa głową, a potem rozmawia po swojemu z moją mamą. Słowem – wie o co kaman. Ja w jej wieku chodziłam co dwa tygodnie z mamą na pocztę, aby zadzwonić z budki telefonicznej do cioci. Oczywiście nigdy nie wydukałam ani jednego słowa, tak się wstydziłam.

Czasami rozmawiamy z mężem o postępie technologicznym, o tym jak przeraża nas perspektywa, że za dwadzieścia lat (optymistyczna wersja, wiem) nie będziemy ogarniać najnowszych popularnych zdobyczy cywilizacji, a dla naszej córki będzie to jedynie zwyczajny element codzienności. Kiedy przyjdzie czas na zakup pierwszej komórki? Życie samo to zweryfikuje, pewnie w postaci zdania: „Maaamo, wszystkie koleżanki już mają!”. To będzie proste. Na razie zdanie mam takie: pójdzie do podstawówki – dostanie telefon. Choćby po to, żeby mogła do mnie zawsze zadzwonić, z każdym problemem, pytaniem, prośbą o radę.

Na marginesie przyznam się Wam do czegoś żenującego… W podstawówce moja klasa wybierała się na wagary. Oczywiście, jak to wśród dzieci bywa, jedne namawiały, inne się bały lub wahały. Ja też nie wiedziałam co zrobić, więc… ukradkiem wymknęłam się do automatu telefonicznego na korytarzu, włożyłam kartę, zadzwoniłam do mamy i spytałam ją… czy mogę iść na te wagary. Jak to piszę, to się z jednej strony turlam na podłodze ze śmiechu, a z drugiej mam ogromną nadzieję, że moja córka będzie miała do mnie równie duże zaufanie i szacunek.

Wracając do komórek, nie jest problemem dać dziecku najprostszy model smartfona. Trudniejsze będzie zapanowanie nad zawartością takiego telefonu. Na pewno będę chciała ograniczyć liczbę ogłupiających gierek do minimum, bo nie oszukuję się, że całkiem uda się ich uniknąć. Chciałabym natomiast, żeby w tym pierwszym smartfoniku znalazły się aplikacje edukacyjne. Jeśli dodatkowo będą ubrane w ciekawą wizualnie oprawę myślę, że uda nam się połączyć przyjemne z pożytecznym.

Pierwszą taką aplikację już mam znalezioną. Dla nas jeszcze na to dużo za wcześnie, ale może Wam się przyda?

iFiszki Kids to aplikacja do nauki języka angielskiego na smartfony, działająca na systemach iOS i Android. Podstawową wersję można pobrać za darmo, kolejne pakiety fiszek kosztują 3,71 zł każdy.

PicMonkey Collage

Na bazę aplikacji składają się 4 kategorie słówek – Body, Toys, Numbers i Features. W trybie Nauka w każdej z nich znajdziemy kilka – kilkanaście obrazków wraz z opisem po angielsku, a po przesunięciu palcem – po polsku. Możemy też zagrać w jedną z pięciu gier utrwalających poznane słówka:

Screenshot_2016-01-01-11-53-241. Dopasuj obrazek – zadanie polega na wybraniu odpowiedniego obrazka po usłyszeniu słowa wypowiedzianego przez lektora.

2. Dopasuj słówko – dopasowujemy jedno z czterech słów pasujące do obrazka.

3. Co słyszysz? – wybieramy jeden z czterech obrazków po usłyszeniu słówka wypowiedzianego przez lektora.

4. Słuchaj i szukaj – lektor wypowiada cztery słówka, naszym zadaniem jest zaznaczenie w odpowiedniej kolejności obrazków.

5. Połącz pary – po jednej stronie mamy obrazki, po drugiej słowa, co robimy? To chyba oczywiste.

Za każde dobrze wykonane zadanie otrzymujemy ordery.

Całość opatrzona jest zabawnymi obrazkami przedmiotów, ludzi, sytuacji, a każde słówko wymawiane jest przez native speaker’a.

W każdej chwili możemy dokupić kolejne pakiety fiszek z takimi kategoriami jak: School, My day, What I do, Clothes; Holiday, Time, City, Where is it, Numbers, czy Home, Sport, Professions, Mood. W sumie dostępnych jest teraz 400 słówek z 30 kategorii.

Podstawową wersję aplikacji można pobrać bezpłatnie w sklepie z aplikacjami, więc jeśli macie dzieci potrafiące już czytać (miałam dopisać: „i obsługiwać komórkę” ale chyba w dzisiejszych czasach kolejność jest odwrotna…) to przetestujcie. Zdecydowanie lepsza jest taka edukacyjna apka niż te wszystkie gierki-klikadła, których pełno w internetach.

Znacie jakieś inne fajne, edukacyjne aplikacje? W jakim wieku dałyście albo zamierzacie dać dziecku telefon?


Wpis powstał w ramach współpracy z wydawnictwem Edgard.


Mogą Ci się spodobać

11 komentarzy

  • Reply
    Matko Zabawko
    2 stycznia 2016 at 14:49

    Mój pierwszy telefon to srebrna motorola wielkości małej butelki wody 😂 „odziedziczyłam” od ciotki pod koniec 6 klasy :)

    • Reply
      MamaCarla
      3 stycznia 2016 at 15:08

      Ooo, to wcześnie szpanowałaś swoją cegłóweczką :D

  • Reply
    Zwykła Matka
    2 stycznia 2016 at 18:33

    moja córka ma sześć lat, dostaje nasz telefon na kilka chwil, by sobie pograć, ale swojego jeszcze długo nie dostanie :)

    • Reply
      MamaCarla
      3 stycznia 2016 at 15:09

      A w szkole się nie przydaje, np. żeby Was o czymś na szybko poinformować itp?

      • Reply
        Zwykła Matka
        3 stycznia 2016 at 15:26

        Na razie nie :) Jak się coś dzieje nauczycielka wysyła nam codziennie maile albo dzwonią :)

        • Reply
          MamaCarla
          3 stycznia 2016 at 22:51

          Fajnie, że macie taki dobry kontakt z nauczycielką. A nie słyszysz w domu ciągle: „Maaaamo, Zosia/Kasia/Asia ma, a ja nieeee”? ;)

  • Reply
    Izabela
    4 stycznia 2016 at 17:23

    Za moich czasów nie było gimnazjów,ale w liceum byłam pionierką telefoniczną:)Miałam cudną motorolę z wysuwaną antenką (a jakże!),model wyższy od słynnego Madison Square,którym Gołota dostał po głowie właśnie tam (a może przyłożył-nie pamiętam;)

  • Reply
    Ania Abakercja
    7 stycznia 2016 at 10:10

    ja dostałam telefon na początku liceum. wszyscy moi znajomi już mieli. czułam się wyobcowana. podobnie z internetem, który też w moim domu pojawił się dość późno.

    uważam, że komórka to bardzo przydatna rzecz i znacznie zwiększa bezpieczeństwo dziecka i nasze poczucie komfortu. chociaż z drugiej strony nie wiem, czy to nie przesada i nadopiekuńczość. kiedyś cały dzień w szkole radziliśmy sobie bez komórek. później na podwórku też. na zielonych szkołach także. myślę, że najważniejsze jest nauczyć dziecko mądrego korzystania z telefonu. i zadbać o to, żeby nie stał się on jego głównym zajęciem i ulubioną rozrywką.

    • Reply
      MamaCarla
      8 stycznia 2016 at 08:58

      Tak, nadopiekuńczość to druga strona medalu… Ja coś czuję, że będę mieć z tym w przyszłości problem ;)

  • Reply
    halmanmonika
    15 stycznia 2016 at 11:25

    Moją pierwszą komórkę dostałam w ostatniej klasie podstawówki, a właściwie w wakacje przed rozpoczęciem gimnazjum. Było to niebieskie plastikowe Sendo, mało i zgrabne :-) Służyło mi głównie do tego, by kontaktować się z koleżankami, umawiać się z nimi na dwór, na łyżwy, na siatkówkę itd. I oczywiście do kontaktu z rodzicami! Komórkę dostałam od ojca, który już wtedy z nami nie mieszkał. Chciał mieć ze mną kontakt po rozwodzie, a nie lubił dzwonić na domowy numer – zwykle odbierała mama. Ale wiecie co? Obecnie telefon też nie służy mi do innych rzeczy. Poza aparatem oczywiście. Mam jakieś aplikacje, czasem przeglądam internet, ale w sumie – z telefonu najrzadziej. Wolę komputer, ewentualnie tablet. Gdybym miała dziecko, na pewno nie dostałoby telefonu przez pierwsze 11 lat życia, potem by się zobaczyło.

Zostaw komentarz